Dziś jest szczególny dzień. 11 sierpnia*. Równo za miesiąc pobiegnę w swoim drugim Maratonie. Z tej okazji postanowiłam przypomnieć sobie te piękne i mniej piękne chwile i spisać ewentualne wskazówki, dla tych co na królewski dystans się porywają po raz pierwszy.
A było to.. 3 lata temu. Tak właśnie! Aż 3 lata zajęło mi przygotowanie się, raczej to mentalne, do podjęcia kolejnej próby zmierzenia się z dystansem Maratonu. W międzyczasie podejmowałam ze 2 próby podejścia do planów (po kilka tygodni), za każdym razem strach mnie obleciał i się wycofywałam. Oczywiście w międzyczasie zaliczyłam kilka połówek czy mniejszych zawodów, kilka przerw w bieganiu itp.
Przed moim pierwszym Maratonem (<– widzicie ten respekt dla przeciwnika!!) biegałam raptem kilka miesięcy. Czyli biegowy żółtodziób. Miałam za sobą tylko jedne zawody: półmaraton w Poznaniu (marzec 2008) kiedy to biegałam tylko i wyłącznie na bieżni na siłce (jakaś masakra), paliłam fajki, a czipa na starcie schowałam w kieszeń, no bo gdzie (hmm.. z kolegą, z którym startowałam lekko nie doczytaliśmy regulaminu). Jak widać daleka droga za mną..;PP
Nauczkę swoją dostałam na trasie. Oj tak! W porównaniu do tego co wiedziałam startując w 2008 roku, teraz jestem biegowym omnibusem:)))
To wyliczamy:
1. Nie liczy się czas
Startując w swoim pierwszym maratonie stawiałam sobie pewne cele dotyczące czasu. Po cichu liczyłam na 4:30h, no może 4:45h. Czemu akurat tyle? Nie wiem. Przecież zielonego pojęcia nie miałam o tak długim dystansie. Ba, nie robiłam długich wybiegań, tylko klepałam km ile wlezie, tak aby tygodniowy kilometraż był jak największy. OMG!!! Pierwszy maraton powinno się biec „na zaliczenie”, a już na pewno bez wygórowanych wymagań. Będą jeszcze kolejne maratony, które można pobiec na czas!!!
2. Długi biegi to konieczność
Jak powyżej. Jak inaczej poznać swój organizm i jego reakcję na taki dystans i takie obciążenie?!? Oczywiście spotkałam sławetną ścianę już na ok 25-tym km. Oj, bolało! Strasznie wszystko bolało, miałam dość, ale nigdy, ani razu nie pomyślałam, że mogę zejść czy iść do domu. Chyba tylko dzięki temu ukończyłam! Czas na mecie: 4:54 h. Długie treningi bywają męczące i nudne, nie zawsze chce się „tracić” pół dnia na klepanie km, ale te biegi właśnie przygotowują nas na to co czeka na starcie. Jak widać w 2008 nie było to takie oczywiste dla mnie;) Wstyd się przyznać, ale biegałam zupełnie bez ładu i składu. Po kilka km, czasem rano i wieczorem, tak aby kilometraż tygodniowy był maxymalny! Często zmęczona i znudzona klepaniem km zmuszałam się do wyjścia, cross treningów chyba w ogóle n ie było;/ Tu przydają się też plany treningowe pod maraton. Wtedy wydawały mi się dla profesjonalistów, więc nawet nie próbowałam ich robić. Kolejny błąd!
3. Tylko sprawdzone picie i jedzenie
Kolejny punkt w którym poległam na całej linii!!! Nigdy wcześniej nie jadłam żeli energetycznych, na biegach nie piłam specyfików czy oranżadek-odżywek. Chyba nawet nie zdarzyło mi sie jeść w czasie biegu!!! Na Maratonie jadłam żele, piłam izotoniki, a jakże.. I tak w połowie trasy mój żołądek był już tak wykończony trawieniem chemii, jak moje nogi – biegiem. Tym razem oczywiście biorę tylko to co testowałam na treningach: żele xenofit + woda, ewentualnie sezamek, bo też całkiem ok wchodzi na biegu;)
4. Tappering
Jaki tappering? Co to w ogóle jest? Ta.. Odpoczynku chyba w ogóle nie zaznałam przed startem wydawało mi się, że trzeba biegać do końca, żeby nie „wyjść z wprawy”. Błąd! Dwa do trzech tygodni odpoczynku trzeba zrobić, zmniejszyć kilometraż, wyluzować, nabrać prawdziwej ochoty na wielkie bieganie!!! Jak głosi stare porzekadło: lepiej być na stracie niedotrenowanym niż przetrenowanym. Święta prawda.
5. Czasem lepiej odpuścić
Odpuścić trening, kiedy na prawdę jest się zmęczonym, albo totalnie nie ma się ochoty. Zauważyłam, że jak dam sobie luz (np. jak mam ciężki dzień w pracy) to kolejny trening jest o niebo lepszy. Nie chodzi mi tu o obijanie się, ale coś w stylu: „mierz siły na zamiary”. Jak nie jestem w formie to nie bedę biegać 50 km tygodniowo i jeździć na rowerze i naginać na siłkę 3x w tygodniu, jednocześnie spędzając 9 godzin w pracy, bo to posta droga do szybkiego wypalenia się. Aktualny plan wg FIRSTa zaczynałam w nie najlepszej kondycji, wiec i cross treningów było mało. Po 2 miesiącach widzę znaczny progres i mam więcej siły na „dokładanie” dodatkowych jednostek treningowch.
6. Nie tylko bieganie
Może to dla niektórych biegaczy herezja co powiem, ale uważam, że nie samym bieganiem warto przygotowywać się do Maratonu. Nie tylko ze względów fizycznych, ogólnorozwojowych, ale i korzyści dla głowy. Treningi „odpoczynku” od biegania powodują większą chęć na te biegi, które mam w planie. Ja stawiam na Jogę i siłowe. Tylko czemu ciągle brakuje mi czasu, żeby to robić?!!!!
6. Ciesz się przygotowaniami!
O ile więcej radości sprawia mi przygotowanie do Maratonu tak jak teraz to robię, niż w czasie poprzednich moich prób podejścia. Owszem, miewam czasem dość, ale nie mam takiego przesytu jak kiedyś. Przyzwyczaiłam się do rutyny treningów i organizacji czasu pod treningi (hmm.. dziwak!). Autentycznie cieszą mnie kolejne zrealizowane tygodnie i ciesze się na to co będzie! Dzięki blogowi będę mogła spojrzeć wstecz jaka to długa droga była.. Już dokładnie 2/3 za mną!!!! Pozostał jeszcze aż i tylko jeden miesiąc!!!
Łapie mnie w dołku jak sobie bardziej pomyślę..
7.”Pain is temporary, glory is forever”
Na ten temat wypowiem się hmm.. za miesiąc. Poprzedni Maraton pozostawił po sobie jednak sporo strachu przed tym dystansem. jestem dumna z tamtego biegu, ale z tego będę jeszcze bardziej:))))
* ten post miał się pojawić kilka dni temu. Od wczoraj zbieram się na 20-stkę, którą mam w planie i wyjść z domu nie mogę.. chyba obleciał mnie strach, że Maraton już TUŻ TUŻ..
fajne podumowanie, przede mną debiut w Warszawskim, wiec Twoje uwagi są bardzo cenne 🙂
Energii życzę na dziś:)
dzięki za tego posta, bardzo przydatny dla amatorów takich jak ja:)
całe życie się człowiek uczy na swoich i cudzych błędach. Teraz, bogatsza o te doświadczenia, na pewno będziesz miała udany start:)
Jako współentuzjasta planów FIRST’a w pełni się zgadzam z podpunktem dotyczącym aktywności, które ja nazywam pozabiegowymi, i na które mnie również wciąż brakuje czasu..:(
@Marcin, powodzenia w Warszawie!
zgadzam się ze wszystkim! Tylko z pkt 1 się nie zgadzam 🙂
Bo… oszacowanie czasu, jaki nam ma zająć maraton daje tak naprawdę informację o tym, na ile dokładnie jesteś w stanie określić swoje możliwości, jak znasz swoje ciało, jak poznałaś je podczas treningów. Im ta różnica między czasem oszacowanym a faktycznym jest mniejsza, tym lepiej siebie znasz. Jeśli pomylimy się o 10 -15 min – mamy prawo, to normalne, maraton to nie jest jakis sobie zwykły bieg. Ale jak ktoś się rąbnie o godzinę to albo kuleje u niego wsłuchanie się w to, co mówi organizm, albo kulał trening, albo wszystko kulało i na maraton było za wcześnie.
Dzięki za te wskazówki:) Przydadzą się na pewno, choć ja dopiero w przyszłym chcę startować w maratonie.
@Sylwia, Trudno się z Tobą nie zgodzić. Masz rację 🙂
bardzo fajnie podsumowane przemyślenia. Do zobaczenia za tydzień na teście w Boguszowie.