O świcie znowu przedzieramy się przez miasto, tym razem na lotnisko krajowe (tuż obok International). “Załatwiony” z hotelu wcześniej taksówkarz kasuje nas 1000 rupców, co jest strasznym zdzierstwem, bo normalnie można za 3 stówy pojechać. Wciąż uczymy się tutejszych obyczajów.. czyli jak nie dać się wydoić i targować zawczasu.
Widok z naszego “hotelu” Pielgrzym – Katmandu o poranku
Na lotnisku przywitał burdel niesamowity. Wielka hala upchana ludźmi, bagażami, towarami, a nawet żywym inwentarzem. Dookoła z 10 stoisk, każde obsługiwane przez inną firmę przewozową. Tylko która nasza? Poza tym nadal nie jestem pewna czy nasze wczoraj na szybko załatwiane bilety „zadziałąją”. W tym wszystkim błąkają się grupki turystów, co nie wiedzą co ze sobą począć. Szczęśliwy ten, który ma przewodnika, co za niego wszystko załatwi.. Za pierwszym razem odsyłają nas z kwitkiem, że niby później lecimy. Do okienka pchają się wszyscy, jak tylko pojawi się ktoś kto na kierownika wygląda. Nasz system: ja rzucam się na wagę z naszymi plecakami, Blas – do gościa od biletów. Uff. Wreszcie przepychają nas dalej.
Bajzel na lotnisku krajowym w Katmandu
Check-in na samolot Kathmandu-Lukla
Hala odlotów – trochę mniejszy bajzel, kibel za to masakra! Czas się uodpornić na takie widoki… Sam lot Otterem wcale nie taki straszny. Widoki w dole coraz lepsze, mijamy głębokie skalne doliny i szczyty, które wydają się być na naszej wysokości. Lot trwa ok 25 min, czasem trzęsie, albo robi “hopki” w powietrzu, wtedy trzeba mocno mięśnie brzucha ścisnąć i jest ok. Pasażerów (a jest ich aż 10) obsługuje stewardessa, co ledwo może przecisnąć się przez fotele: rozdaje kulki waty, które należy wsadzić do uszu, gdyż lot jest dosyć głośny.
“Hala odlotów” i już w samolocie
Lądujemy!!! Ostre hamowanie na kultowym lotnisku w Lukli, gdzie pas ma 400m i nachylony jest pod kątem 12st. Wysiadamy w miejscu otoczonym drutem kolczastym i popędzani przez żołnierzy z kałachami w kierunku wyjścia z lotniska. Za płotem natomiast zgraja miejscowych, uwieszonych na owym płocie, wpatrujących się w nas jak w ufo. Poczułam się jak byśmy wylądowali co najmniej w Afganistanie, a nie krainie Szerpów.
Lądowanie w Lukli
Oczywiście okazali się nieszkodliwi, nawet nie tak strasznie nachalni. Odprawiliśmy paru, “we don’t need a guide or porter” i ruszamy przez Luklę, wszędzie stragany ze sprzętem dla trekkersów i obskórne mini budynki. Wreszcie szlak! Zaczynamy naginanie:) Szlaki nie są tu oznaczone. Generalnie podąża się tam gdzie wszyscy, turyści albo Szerpowie z ładunkami, którzy zaopatrują hoteliki na całej trasie do Everest Base Camp.
Pierwsze kroki w Himalajach, pierwsze spotkania z Szerpami
W połowie drogi ścieżka kończy się. Strzałka na tabliczce kieruje w górę w las. Idziemy więc ostro w górę słabo wydeptaną ścieżką, za Szerpami. Dochodzimy do skarpy, świeżego urwiska nad rwącą rzeką. Ścieżka, szeroka na 2 buty, prowadzi tuż nad przepaścią, do pomocy można użyć zwisających korzonków. Mam lekki schiz z tym moim 15kg plecakiem.. ale jak te ludziki dymają z tymi tobołami to ja nie wiem..
Zerwany most w drodze do Phakding, nowy jeszcze nie w użyciu
Okazało się, że most został niedawno zerwany, w czasie ulewy obsunęła się ziemia i zerwała stary, a ścieżynka dookoła urwiska powstała kilka dni temu.
Ładunki Szerpów (ich waga sięga kilkudziesięciu kilo)
Pierwsze spotkanie z jakami
Te jajka podróżują nawet kilka dni, aby turysta mógł się rozkoszować jajecznicą na 5 tyś npm.
Młynki modlitewne – stały element w himalajskich wioskach.
W miarę szybko dochodzimy do Phakding (2600m, poniżej Lukli 2800m) i bierzemy pierwszy lepszy hotelik (tu zwany lodge). Głowa mnie strasznie napieprza. Nie wiem czy to od wrażeń, lotu, wysokości czy po prostu kac po wczorajszych piwkach w Katmandu.W każdym razie dużo się działo w ciągu ostatnich 3 dni:)))
Nasz lodge w Phakding
Idziemy jeszcze połazić po okolicy i wypić ostatnie piwo nad rzekę, skoro „aż” tu je wnieśliśmy. Zaraz potem padam na pysk i zasypiam w 3 sekundy.
Ostatnie piwo
200NPR Podatek za samolot (dodatkowo płatne na lotnisku)
200NPR Pokój, “Kalapattar“ lodge
250NPR Vegetable Momos (ala nasze pierogi tylko z warzywami)
300 Fried Potato Momos
280NPR Owsianka
200NPR Tibetan Bread & egg
120NPR Kawa, herbata
Notatki wyprawy do Everest Base Camp i Gokyo w Himalajach (sumiennie) prowadzone „live”, w czasie wyprawy. Uzupełnione i wrzucone na 42 km and more po powrocie. Więcej na blogu w kategorii Nepal. Aby otrzymać powiadomienie o nowych wpisach zapisz się do „Powiadomienia e-mailem” (po prawej) lub dodaj RSS 42km w swoim czytniku.
Zobacz początek relacji z trasy lub następny odcinek.
Po dwóch zdjęciach można mieć dość lotniska w Katmandu 😉
Ale już w takim lodge bym chętnie pomieszkał 🙂 A tak z ciekawości… to jak to się czyta?!
Lodge (czyli lodż albo lodża albo po polsku lodzia) to tak przyjemnie tylko w jadalni zazwyczaj wygladaja.. w pokojach juz nie tak piknie. Zimno, kołdry od wieków nie prane, itp.. Ale co tam. Do wszystkiego można się przyzwyczaić!