Dziś dzień odpoczynku. A raczej odpoczynku tylko od ciężkiego plecaka, bo przecież nie będziemy leżeć do góry brzuchem. Przykładem innym trekkersów, którzy szwędają się po okolicy, udajemy się w górę w celu zdobywania dalszej aklimatyzacji. Na noc powrócimy jednak do Namche (3440m).
Futrzaki wcale nie są tak przyjacielskie na jakie wyglądają
Placki jaków
Na dzień dobry wdrapujemy się 400m na okoliczne wzgórza, w stronę wioski Kumjung. Po drodze mijamy pastwiska jaków. A jak jaki, to i suszące się wszędzie jacze kupy. Takich właśnie placków używają do palenia w piecach w himalajskich wioskach. Na terenie parku obowiązuje zakaz wyrębu drzew, a wyżej ich po prostu już nie ma. Jak widać taki jak, to bardzo pożyteczne zwierzę, nie dość, że za transporter służy to jeszcze chałupę ogrzeje.
Po drodze dosłownie na sekundę ukazuje się nam po raz pierwszy Everest, jednak po chwili niebo znowu zasłane jest chmurami.
Everest w chmurach
Focimy sporo (pozowane, nawet biegowe fotki), kręcimy filmiki z nordic walking, B jest w siódmym niebie i biega tylko w około ze sprzętem:)) Wreszcie znowu świeci słońce!
Aktywności wszelkiej maści
Zahaczamy o hotel najwyżej położony w Himalajach – Everest View (3790 m). Hotel sporych rozmiarów, z dala od wioski, jak na razie świeci pustkami (główny sezon trekkingowy zaczyna się tu za 1-2 tygodnie). Ponoć doba kosztuje tu 200 dolców (nie wiem za co..), a pokoje wyposażone są maski tlenowe, dla tych klientów, którzy wpadają tu np. śmigłowcem, bez uprzedniej aklimatyzacji. Zatrzymujemy się na najtańszą rzecz w menu czyli hot lemon (coś ala nasza oranżadka w proszku tylko zalana gorącą wodą), popularny ciepły napitek tu na treku. Widok ze środka ma niby wyglądać tak, ale jedyne co widać to mleko.
Na kolację standardzik: ja – momy (momo = miejscowe pierogi), B – dhal bhat. Dodatkowo dokonuję sprawnej akcji mycia włosów w mini umywalce i 2 bidonach wody. Następnie w takiż sposób dokonujemy “kąpieli” reszty;) Z kąpaniem na treku bywa ciężko, nie dość, że to wcale nie jest tanie (400-500 NPR) to często w spartańskich warunkach i na dworze. Wtedy z wielką pomocą przychodzą mokre chusteczki;) (niezwykle przydatne, na cały trek zużyliśmy ze 4 paczki).
Chińskie termosy z gorącą herbatą to wieczorny rytuał. Pokoje nie są ogrzewane, jakoś trzeba się więc ogrzać.
100NPR Pokój w hotelu “Tibet”
100NPR Water 1L
195NPR Fried Omlet
265NPR Cheese Fried Omlet
200NPR Tee (small pot)
335NPR Vegetable Momos
395NPR Dhal Bhat with Tarakari (z warzywami)
375NPR Hot Water (Big Pot)
200NPR Ładowanie baterii (2h)
Notatki wyprawy do Everest Base Camp i Gokyo w Himalajach (sumiennie) prowadzone „live”, w czasie wyprawy. Uzupełnione i wrzucone na 42 km and more po powrocie. Więcej na blogu w kategorii Nepal. Aby otrzymać powiadomienie o nowych wpisach zapisz się do „Powiadomienia e-mailem” (po prawej) lub dodaj RSS 42km w swoim czytniku.
Zobacz początek relacji z trasy lub następny odcinek.
Fantastyczna fotorelacja, fantastyczna przygoda. Pozdrawiam i czekam na więcej zdjęć:)
Żenia, dzięki. A tak a propos: oni tam do wszystkiego masalę walą i wszystko smakuje podobnie, ale w większości smacznie;)
Do zapamiętania: na takie podróże dużo mokrych chusteczek 🙂
Piękne zdjęcia!
Emilia, i neutralizator/odkażacz do rąk, o taki http://www.carex.pl/zele-do-rak,3.html . Nie wymaga użycia wody, o którą nieraz trudno było;)
Wow!!! Jestem pod wrażeniem;) Piękne zdjęcia, wspaniała przygoda, niezapomniane przeżycie:)
Agusia, „esencja” wyprawy dopiero się pisze;))