Rano czuję się wyśmienicie! 200% energii. Uff, to jednak chyba był kac wczoraj;) Przed nami, wg. przewodnika Kurczaba (biblia każdego trekkera z PL), jeden z cięższych dni trekkingu. Około 6h marszu do Namche Bazar (przewidziane na osobę bez bagażu) zakończone ostrym podejściem (ok 2.5h) 600m w pionie.
Wyjście z Phakding, w tle klasyczna karawana trekkersów.
Startujemy, bez spinki, około 8.30. Naprzeciw Chińczyki już od rana zasuwają z czołówkami przy pakowaniu. Później miniemy ich na podejściu, nie jedyny raz z resztą.
Statystyki wejść przy przekraczaniu granicy Parku Narodowego Sagarmatha
Trasa coraz piękniejsza, mijamy kolejne wioski, które tu niżej położone są dość gęsto wzdłuż rzeki Duh Koshi (Biała Rzeka). Rzekę przechodzimy parokrotnie po sławnych wiszących mostach linowych. Im większy ruch na moście tym bardziej się buja, zwłaszcza jak przed Tobą idzie dzieciak z bagażem kilkadziesiąt kg.
Do obecności objuczonych tragarzy już się przyzwyczaiłam, choć nie jeden dzieciak jeszcze zrobi na mnie wrażenie! Na ostrym podejściu Blas zagaduje jednego, co ma wyjątkowo duży kosz. 90 kilo! Tyle co jaki noszą.
Rzeczywiście podejście pod Namche Bazar (3440m) jest dobrze strome. Tym bardziej męczące, bo tę część idziemy już w pełnym słońcu.
W końcu za kolejnym zakrętem wyłania się Namche Bazar. Widok jak zapamiętałam ze zdjęć – miasto w kształcie amfiteatru z hotelikami rozsianymi na skalnych balkonach. To rzeczywiście spore miasteczko, zważywszy na fakt, że każda deska, blacha wykorzystana do budowania, została przyniesiona na plecach jakiegoś portera. Namche oferuje wszelkie atrakcje dla turystów na trasie: irlandzki pub, disko, kino, bilard (stół przyleciał ponoć helikopterem), piekarnia z prawdziwym (!) chlebem i bułkami (1szt, bagatela, 200 rupii czyli 3$). Plus multum stoisk z podróbkami sprzętu terkkingowego i wspinaczkowego. Króluje The North Face. Każdy Szerpa ma obowiązkowo puchówkę NF;)
Główna ulica w Namche. Właśnie wytargowałam czapkę.
Kręcimy się trochę w poszukiwaniu restauracji lub lodga. A raczej 2 w 1. Tu wykupując nocleg w lodgu zmuszony jesteś stołować się w tym samym miejscu. Ważne jest, więc by oprócz ceny lodga, sprawdzić też ceny żarcia, bo te znacznie przewyższają nocleg. Wszystko przez to, że całe jedzenie musi zostać tu wniesione. W końcu bierzemy Hotel Tibet, dość duży, ceny też wyższe, ale uznajemy, że to ostatnie luksusy, więc bulimy. Pokój – spoko, jeden z fajniejszych w ogóle, z okna widok na całe Namche.
Kontener na ciuchy po wyprawie na Everest z ’85
Wieczorem wybieramy się do “centrum“, połazić pomiędzy straganami i powydawać trochę kasy. W momencie, gdy komentuję nowy kapelusz B (“w pustyni i w puszczy”), mijają mnie polskie głosy. Poznajemy Marcina i Jacka, którzy są już w drodze powrotnej z EBC. Okazują się niezłymi hardkorowcami! Trasę Lukla-EBC zrobili w 3 dni, gdzie klasyczna rozpiska (ze stopniowym zdobywaniem wysokości) ma ok 10. Chłopaki podróżują po Azji już od 5 miesięcy, zwiedzili kupę miejsc, mieli tysiąc niesamowitych przygód. Wpadamy do nich do lodga na herbatę i garść opowieści. Relacje można przeczytać na ich stronie adventure-hunters.com. Dużo fajnych zdjęć “z życia” + subiektywne opinie autorów;) Relacja z Nepalu (po lewej dodatkowe linki) i szczególnie interesująca relacja z Indii😉 Uff całe szczęście się tam nie wybieramy, coś czuję, że raczej nie spodobałoby mi się tam…
Polish globtroters:) adventure-hunters.com
2x 1000NPR Opłata za wstęp na teren Parku Narodowego Sagarmatha
200NPR Woda na trasie, 2x 1L
100NPR 2x noc, hotel “Tibet”
345NPR Veg. Egg Roll (zawijaniec smażony z warzywami)
295NPR Veg. Roll
395NPR Dhal Bhat with Tarakari (z warzywami)
2x 250NPR Hot Water (Medium Pot)
100NPR Water 1L
Notatki wyprawy do Everest Base Camp i Gokyo w Himalajach (sumiennie) prowadzone „live”, w czasie wyprawy. Uzupełnione i wrzucone na 42 km and more po powrocie. Więcej na blogu w kategorii Nepal. Aby otrzymać powiadomienie o nowych wpisach zapisz się do „Powiadomienia e-mailem” (po prawej) lub dodaj RSS 42km w swoim czytniku.
Zobacz początek relacji z trasy lub następny odcinek.
Wpisuję w Google Adventure Hunters i….jaka niespodzianka! Widzę WAS;) A raczej siebie na fotach z Himalajów! Dzięki za tekst! Bardzo mi się spodobał;) Jacek Stec z Adventure Hunters! Ps. może chcecie wpaść w odwiedziny do Irlandii, do Dublina? 😉 Zapraszam
Dzieki:)) sie dobrze wypozycjonowało widocznie;)
Poza tym, więcej takich świrów z PL, co to podróżują miesięcami po Azji i na azymut z KalaPattar do EBC zbiegali, nie potkalismy, wiec musiałam Was w historii umieścić:))
Aaa, oczywiście AdventureHunters Tv oglądamy!
Pozdrawiam!