Nepal, EBC Gokyo trek: Macherma > Namche Bazar > Lukla – dzień 15 do 18

Drogę w dól, która w górę zajęła nam około 8 dni, pokonujemy w 2-3 dni. Krajobrazy szubko sie zmieniaja, słońce przygrzewa cały dzień. Idziemy praktycznie bez przerw i specjalnego zmęczenia. Plecaki też jakby lżejsze (w końcu wykończyliśmy baterię snikersów). Czuć, że wyprawa ma sie ku końcowi.

IMG_3683A

IMG_3686A

IMG_3691A

Tam gdzieś za tymi górami leży Lukla, do której zmierzamy.

IMG_3693A  IMG_3701A

Z Machermo schodzimy przez kolejne wioski aż do samego Namcge Bazar. A w Namche to juz niemal jak w domu! Tłok na uliczkach spory. Widać, że rozpoczął się właściwy sezon trekkingowy na trasie pod Everest! W dwóch lodgach, do których zaglądamy, nie ma juz miejsc. Na szczęście hoteli w Namche jest pod dostatkiem, ladujemy w Sherpa Village Hotel. Bardzo przyjemny, nawet mozna ukradkiem dokonać „kąpieli” pod kranem na korytarzu. Wieczorem szalejemy: kupujemy po browarku (po 200 rupii puszka 0.3l) i oblewamy sukcesy:))))

IMG_3707A

A jednak Nepalczycy znaja wynalazek kola…

IMG_3714A

Im nizej, tym wieksze pakunki i mlodszych porterow mozna spotkac

IMG_3715A

Tak podróżuje mięsko w Himalajach. Smacznego Blas!

IMG_3717A

Wreszcie! Koncowka drogi strasznie sie dluzyla..

W drodze miedzy Namche a Lukla zaglądamy do Phakding. Dwa tygodnie temu tutaj nocowalismy po raz pierwszy w Himalajach. Wstępujemy do babci Pakuli na momy i zapytać, czy przypadkiem nie znalazły się buty Błażeja, które wówczas zostawił/zgubił/ukradli mu (do teraz nie mamy pojecia jak zniknęły). Niestety śladu brak. Cóż, mamy nadzieje, że jakiemuś Szerpie przydadzą się do biegania w terenie;)

IMG_3723A IMG_3731A

Do Lukli docieramy późnym popołudniem dość zmęczeni mozolnym marszem. Od teraz już pełen wyluz! Prawdziwa kąpiel, piwko, szwędanie się po Lukli i odpoczynek. Niestety ów odpoczynek przedłuża sie do prawie 3 dni! Pogoda pod psem, kasa sie kończy, miodzio po prostu!

IMG_3719A IMG_3724A

Pada i pada, a pas startowy z całych 400m zrobił się widoczny na 100.

IMG_3720A IMG_3735A   IMG_3730AIMG_3737A

Czas spędzamy na wsuwaniu ciastek w Starbucksie, bo tylko tam jest darmowe wi-fi i można płacić kartą. Jak się później okaże, można płacić, lecz tylko wtedy, jak działają linie telefoniczne… Pogoda uszkodziła coś na kablach i tak opuszczamy wreszcie Luklę z niezapłaconym rachunkiem na kilka tyś rupii w Starbucksie i ludgu The Nord Face, którym spędzaliśmy ostatnią noc (to akurat żadna strata, tragiczny był). Ups!

IMG_3733A

IMG_3743A

Zanim odlecimy z Himalajów czeka nas jeszcze małe zamieszanie na lotnisku w Lukli. Oczywiście każdemu śpieszy się na samolot, bo okienko na pogodę nie będzie trwać wiecznie. Chętnych jest niestety więcej niż miejsc… My nie mamy żadnego nepalskiego załatwiacza, więc sprawa podwójnie trudna. Uff, jednak udaje nam się wcisnąć na pokład Ottera. Uratowani!!!IMG_3751A
Bye, bye! Do zobaczenia (za rok?)!

Notatki wyprawy do Everest Base Camp i Gokyo w Himalajach (sumiennie) prowadzone „live”, w czasie wyprawy (9-10.2011). Uzupełnione i wrzucone na 42 km and more po powrocie. Więcej na blogu w kategorii Nepal. Zobacz początek relacji z trasy lub ostatni dzień relacji.

Reklama

Nepal, EBC Gokyo trek: Gokyo Ri > Macherma – dzień 14

Gokyo (4790m) zapamiętam jako najprzyjemniejszy dzień treku. Nie dość, że mieliśmy za sobą już największe trudy i taaaakie sukcesy w kieszeni to jeszcze dostaliśmy mega fajny, duży i CIEPŁY pokój w lodgu Gokyo Resort! Po raz pierwszy zdarza się, że można rozebrać się z tysiąca łachów i nie zamarznąć! No i jeszcze widok na niebieskie jezioro Dudh Pokhari (Gokyo Lake).

Gokyo Lake ze szczytu Gokyo Ri

Widok na osadę Gokyo ze szlaku na Gokyo Ri

Z rana był plan na wejście na Gokyo Ri (5383 m) na wschód słońca. Mi się totalnie nie chciało po ciemku zrywać, poza tym dobrze nam zrobi dzień odpoczynku od siebie po wczorajszym dniu wrażeń. Decydujemy, że każdy z nas idzie sobie sam w swoim tempie. Trasa na szczyt to “raptem” prawie 600m przewyższenia (z 4790m na  5383m), czyli jeszcze więcej niż na Kala Pattar.

Blas wyrusza jak jeszcze ciemnawo jest, ale na wschód się chyba nie załapie. Ja wychodzę ok 7:30. Rześko i mroźno, ale słoneczko zaczyna przygrzewać. Szlak na szczyt wiedzie w pełnym słońcu. Jest stromo w górę, ale idzie mi sie fantastycznie. Wystarczy się odwrócić i mam widok na całe jezioro i wioskę, jak na zdjęciu powyżej. Spotykam B, który szpanuje, że osiągnął szczyt w 1:20h. Phiii. Ja też zasuwam ile wlezie, mijam większość ludzi po drodze. Na szczycie staję po 1 godzinie i 40 minutach. Not bad, not bad! Zwłaszcza, że wg przewodnika droga zajmuje ok 3h. Jednak co to znaczy dobra aklimatyzacja!

Cho Oyu, Ngozumpa  ze szczytu Gokyo Ri

Widok ze szczytu Gokyo Ri, po lewej Cho Oyu (8201m)

Sam szczyt to skupisko wielkich kamieni, po który można łazić do woli, cykając fotki z górami w tle, na wszystkie cztery strony świata. Pomiędzy nimi powiewają kolorowe nepalskie flagi modlitewne. Stąd widać aż 4 ośmiotysięczniki. Od lewej, na wprost ze szlaku, Cho Oyu (8201m), w odddali Everest (8848m), Lhotse (8501m) i Makalu (8485m, niestety nie poznaję który to:/). Od Cho Oyu ciągnie się olbrzymi jęzor lodowca Ngozumpa, który wczoraj przekraczaliśmy. Tuż przy morenie lodowca widać chatki w Gokyo, a po prawej ciągną się kolejne niebieskie jeziorka doliny Gokyo. Wszystko to razem daje niesamowitą kombinację!

Jest w s p a n i a l e!

  ze szczytu Gokyo Ri

 Ngozumpa  ze szczytu Gokyo Ri

Gokyo, Ngozumpa  ze szczytu Gokyo Ri

Cykam parę fotek komórką i jazda w dół! Dziś oficjalnie rozpoczyna się powrót! Widoki pogoda dodają mi skrzydeł! Zbiegam całą drogę w ok 30 min. Na koniec ała.. czuć czworogłowe!

 Gokyo Lake  Ngozumpa  ze szczytu Gokyo Ri

Na dole spotykam się z B, któremu w międzyczasie udało się skombinować internet satelitarny (wczoraj wieczorem nie działał już), żeby poinformować rodzinki przez blipa, że przeżyliśmy najtrudniejszy odcinek. Od 3 dni nie dawaliśmy znaku życia, bo nie było ani zasięgu, ani neta.

Gokyo resort

Przy kolejnym dzbanie herbatki – Gokyo Resort.

Po śniadaniu rozpoczynamy powrót. Idąc w dół znacznie przyjemniej i szybciej mijają kolejne obrazy z trasy, tym bardziej, że nie wracamy tą samą drogą co w górę. Późnym popołudniem docieramy do Machermo (4410m, czyli cały kilometr niżej niż z rana na szczycie Gokyo Ri).

Powrót z Gokyo do Machermo

 Cho Oyu, Ngozumpa  ze szczytu Gokyo Ri Cho Oyu, Ngozumpa  ze szczytu Gokyo Ri

Trafiamy do wspaniałego lodga – Namgyal Lodge, gdzie nie dość, że można się powygrzewać w słońcu na dworze, to jeszcze jest nieograniczony dostęp do nielodowatej bieżącej wody! Alleluja! Wreszcie czyste włosy!!! Ostatni raz myte dokładnie 8 dni temu! Robimy też małe pranie i pseudo-kąpiel (kran ogólno dostępny, na widoku), jak większość ludzi w lodgu. Do późna siedzimy w ciepłej jadalni przy kolejnych dzbanach herbaty:)

Namgyal Lodge, Machermo
Wreszcie cieplo i czysto:))

Notatki wyprawy do Everest Base Camp i Gokyo w Himalajach prowadzone „live”, w czasie wyprawy (9-10.2011). Uzupełnione i wrzucone na 42 km and more po powrocie. Więcej na blogu w kategorii Nepal. Zobacz początek relacji z trasy lub kolejny dzień

Nepal, EBC Gokyo trek: Dzongla > Chola Pass > Gokyo – dzień 13

Pobudka: 4:40

Wymarsz: 5:50

To będzie najdłuższy, najgorszy, a zarazem najlepszy dzień całej wyprawy.

W pokoju 8 stopni, na zewnątrz ziiiimno. W pokojach dookoła też słychać poranny ruch. Uff, na szczęście nie musimy sami ruszać w ciemność. Do przełęczy jest ok 3.5h marszu, a zaleca się być na miejscu nie później niż o godzinie 9-9.30. Później słońce roztapia lód wiążący kamienie i wspinającym się grożą kamienie spadające z góry.

Początkowo maszerujemy łagodną doliną, dość szybko, bo wiatr i zimno nie rozpieszczają. Przed nami i za nami ciągnie się peleton trekkersów. Wszyscy idą na lekko, plecaki niosą porterzy. Mi idzie się coraz gorzej, dodatkowo dołuję się, że nie jestem w stanie utrzymać tempa i powoli mijają nas grupki ludzi.

Chola Pass

Wejście na przełęcz Cho La (5420m) – ślisko i miejscami wspinaczka

Zaczyna się wspinaczka. Najpierw na dwóch kończynach, później już na czterech. Momentami nawet na czworaka, choć ponoć to nie jest prawdziwa wspinaczka;)) Jednak dla bezpieczeństwa przed ściągającym w dół ciężarem plecaka czasem łatwiej mi pokonać olbrzymie kamienie i szczeliny na kolanach. Wreszcie się rozkręcam, ale to chyba ze strachu, bo słonce zaczyna operować, a Blas z góry drze się “szybciej, szybciej, bo tu niebezpiecznie”. No to daję w górę ile wlezie! Mijam Chinkę, która chyba ze zmęczenia płacze.

W końcu docieramy do tzw siodła przełęczy. Widoki przepiękne, ciepło, ale to nie koniec emocji. Aby dotrzeć do bezpiecznego wypłaszczenia trzeba najpierw ominąć szczelinę brzeżną lodowca. Idzie się ścieżynką szeroką na 2 buty, po lewej skała, po prawej przepaść śnieżna, a w dole popękany lodowiec przykryty śniegiem. Robi wrażenie! Na szczęście tutaj nie mijamy się z nikim. Chola Pass

W końcu jest! Ścieżka w śniegu jaką pamiętam ze zdjęć! Przepięknie, cicho dookoła! Gęba sama cieszy się do mijanych ludzi. I vice versa, z resztą. Czuć atmosferę “osiągnięcia” czegoś szczególnego! Jestem mega szczęśliwa, a zarazem mam obawy przed ciągiem dalszym..

 Chola Pass  Chola Pass

Chola Pass Chola Pass

Ścieżka w śniegu przez siodło przełęczy Cho La

No to wykrakałam. Samo wejście na przełęcz – hardcore. Zwłaszcza z plecakiem 15kg! Dobrych kilka metrów wspinaczki po skale i lodzie, tuż nad szczeliną z jeziorkiem w dole!!! Nie powiem… autentycznie się boję. B pierwszy wchodzi i “zachęcająco”, mówi, że ciężko i żebym uważała gdzie nogi stawiam… tia… Gramolę się z kijami i plecakiem, wielkie kamienie, ciężko mi robić kroki bo nie sięgam tak daleko. B schodzi kawałek i zabiera mi plecak. Lepiej, ale nadal niebezpiecznie bo wszystko w cholerę oblodzone.

Chola Pass

“Bierz się w garść i zasuwaj!”

Wiszę na kamieniu, a tu nagle z góry zaczynają schodzić Szerpowie.. Wkurzam się, że nawet nie poczekają aż wejdę… Okazuje się, że chcą mi pomóc. W 3 sekundy jestem na górze! Nie wiem jak oni to robią, jak sobie radzą w takich warunkach i to w zwykłych trampeczkach z plecakami po 30kg (po 2 plecaki turystów)!Chola Pass - wejscie na

OMG! Zaraz spadnę!!! Tylko nie patrz na dół!

Jesteśmy!!! Chola Pass. 5420m. To już po raz trzeci wysokość powyżej 5200m. To naprawdę wspaniały moment! Po strachu, jakiego przed chwilą się najadłam, potrzebuję chwilkę na przyswojenie wydarzeń:)

  Chola Pass Chola Pass

Kontemplacja nad przepaścią – przełęcz Chola

Chola Pass - zejście

Zejście z ChoLa. Styl na: łowienie karpia

Chola Pass

Zejście z ChoLa Pass

Zejście z Chola dość niewygodne, po kamieniach i lodzie, parę razy ląduję na dupie w śniegu, ale ogólnie wspaniały dzień, po takich przeżyciach nawet plecak tak nie ciąży. W końcu schodzimy do suchej dolinki, po śniegu nie ma już śladu. Od tego momentu maszerujemy bez przerw ze 3-4h przez kolejne wzgórza (po drodze dwa takie na 5060m i 5160m) i doliny ku kolejnej osadzie ludzkiej na trasie – Dragnag. Idziemy i idziemy, wciąż wypatrując chatek, mijamy praktycznie zero turystów na trasie. Ostatnie 2h idziemy już tylko łagodnie w dół. Czuć, że zmiana wysokości dodaje sił, bo wcale nie ma potrzeby zatrzymywania się.

W Dragnag robimy krótki pit stop na Hot Lemon i ciastka. Tu nocuje większość wypraw po przekroczeniu przełęczy, jednak chcemy iść dalej, bo wg mapy to “tylko”  2 godziny do Gokyo. W większości przez lodowiec…

podgrzewacz wody - nepal

Podgrzewacze do wody w Dragnag – często spotykany widok w wioskach bez prądu

… i w tym cały szkopuł. Lodowiec Ngozumpa to ogromne morze kamieni, bez widocznie oznaczonego szlaku, pełen szczelin, obsuwisk i ukrytych jeziorek. Niestety można się pogubić (później okazało się, że para Brytoli, z którymi mieliśmy iść, właśnie tak się pogubiła) Przyznaję, mam schiza. Ale też chcę iść dalej. Późna, czyli około popołudnia, godzina nie sprzyja, bo żadnych wycieczek lub Szerpów na horyzoncie nie widać. Mimo wszystko decydujemy się iść. Jak plan, to plan!

Lodowiec Ngozumpa

“Zejście” do lodowca Ngozumpa. Jego ogrom robi wrażenie!

Lodowiec Ngozumpa

Żwirowisko lodowca Ngozumpa, bagatela, największego lodowca Himalajów

Idziemy ostrożnie, najpierw brzegiem urwiska, później wkraczamy już “do paszczy lwa”. Ścieżka prowadzi od jednego kopczyka kamieni do kolejnego. Czasem ciężko rozpoznać, co jest czym, kamienie przecież wszystkie identycznie wyglądają. Mój “sokoli” wzrok nie pomaga… Na szczęście mam pod ręką jednego sokoła, który przeprowadzi nas szczęśliwie na drugą stronę;)

Przejscie przez Lodowiec Ngozumpa Przejscie przez Lodowiec Ngozumpa

Przejście przez morze kamieni Lodowiec Ngozumpa

Lodowiec Ngozumpa i jego niespodzianki

Przejście zajmuje nam dokładnie 80 minut. Po głowie telepie mi się tylko jedna myśl: “gdzie kur*a jest wyjście z tej jeb*aj piaskownicy!”. Serio! Na koniec mam już serdecznie dość! Niestety daję upust swoim emocjom;)

Lodowiec Ngozumpa

Ktoś tu się wnerwia na kamienie..

W końcu jest. Widać drugi brzeg, odzyskuję nadzieję, że nie zostaniemy tu na zawsze. Szlak prowadzący do wyjścia to też sama przyjemność: momentami prawie pionowo w górę, nie wiadomo czy iść z kijami, czy może już lepiej na czworaka… Przyciąganie ziemskie i plecak też robią swoje…

Po wyjściu z lodowca, za kolejnym wzgórzem, w nagrodę naszym oczom ukazuje się przepiękne Gokyo nad szmaragdowo niebieskim jeziorem! To był długi dzień. I długi marsz (ponad 9h).

Notatki wyprawy do Everest Base Camp i Gokyo w Himalajach (sumiennie) prowadzone „live”, w czasie wyprawy (9-10.2011). Uzupełnione i wrzucone na 42 km and more po powrocie. Więcej na blogu w kategorii Nepal. Zobacz początek relacji z trasy lub kolejny odcinek😉

Nepal, Everest BC Gokyo trek: Kala Pattar > Dzongla – dzień 11 i 12

Pomimo wczorajszego zmęczenia noc minęła fatalnie, przynajmniej dla mnie. Przespane wczesnym wieczorem 2h i nad ranem 1.5h. Czytam już drugą książkę… Blas za to wyspał się pomimo łupania w czaszce. Jak widać AMS (choroba wysokościowa) każdego inaczej dotyka. O 5 rano budzi nas hałas w pokojach obok – to ludzie, którzy zbierają się do wyjścia na Kala Pattar na wschód słońca. Szacun! Ale ja się nigdzie ze śpiwora nie ruszam (w pokoju 9 stopni)!

Ruszamy o 9.30 po tłustych pankejkach. Jest zimno. Jak tylko droga zaczyna piąć się w górę, dopadają nas symptomy AMS: wata w nogach i brak tchu. Normalnie dejavu z wczoraj! Tylko bardziej stromo w górę. Uczucie trochę, jak by się było chorym i słabym, a bardzo chciało zrobić coś ponad siły. Dla przykładu: wyjście do kibelka w nocy pozostawia cię w stanie palpitacji serca na kilka minut!

Mamy do przebycia 400m przewyższenia: z 5160m gdzie leży Gorak Shep, na 5545m – wierzchołek Kala Pattar.

Widok z Kala Pattar: po prawej Nuptse, z tyłu Mt. Everest

Widok z drogi na Kala Pattar: po prawej Nuptse, z tyłu (bardzo daleko) Mt. Everest

B prze w górę. Nieźle mu idzie. W sumie to każdemu z mijających nas ludzi idzie lepiej niż mi. Zostaję w końcu sama. Co za dół! Przystaję dosłownie co 3 kroki, siadam,  żeby nabrać tchu i uspokoić żołądek. Serio, to była męka i chyba tylko siłą woli dochodzę do kamiennego wierzchołka. Wiadziałam, że MUSZĘ choćby nie wiem co! Droga zajęła mi 2.5h, gdy przewodnik mówi o 2h.. już po tym widać jaki to był słaby dzień.

Droga na Kala Pattar Droga na Kala Pattar

Upiorna droga na Kala Pattar

Na szczycie straszna zawieja. Po prawej Pumori normalnie na wyciągnięcie ręki! Niestety Everest już w chmurach. Na szczęście jego widok towarzyszył mi w czasie męki na szczyt.

 Kala Pattar summit

Wierzchołek Kala Pattar Wierzchołek Kala Pattar

Zwycięzcy (nad własnymi słabościami) na szczycie Kala Pattar:)))

Nie cieszymy się zbyt długo. Trzeba zwiewać, bo nas zwieje! Sama kopuła szczytowa to górka wielkich kamulców, po których dość niebezpiecznie schodzi się w taki wicher.

Samo zejście – luz! Wszystkie dolegliwości jak ręką odjął! Teraz można się cieszyć:)  Jeah!!! Drugi z 3 celów wyprawy ZALICZONY!

Wracamy do lodga w Gorak po wielkie plecaki. Padamy na pysk, wiec decydujemy się na zejście tylko do Lobuche, bo dalej nie damy (ja) rady iść. Możemy pozwolić sobie na takie opóźnienie, bo mieliśmy jeden dzień w “zapasie” dzięki wcześniejszemu przylotowi do Lukli.

Kumbu Glacier Kumbu Glacier

Opuszczamy lodowiec Khumbu – ała, na koniec znowu daje popalić!

Do Lobuche człapiemy ze 2h, na szczęście niżej czujemy się już coraz lepiej. Wieczorem – szaleństwo! Pringelsy (400 rupii) i ciastka! Coś na osłodzenie okoliczności, bo nasz pokój jest dość obskurny.

Lodge w Lobuche

Książki + termos z herbatą i jest imprezka! Pidżama śpiwór party z B.

W drodze powrotnej z Lobuche

Opuszczamy Lobuche

Następnego dnia wreszcie nie trzeba się nigdzie zrywać! Mamy cały dzień a do pokonania tylko ok 3h do Dzongli, w kierunku przełęczy ChoLa. Trasa do Dzongli przyjemna, non stop w słońcu. Najpierw trawersujemy wzgórze wąziutką ścieżką nad szlakiem do EBC, później mijamy dolinę Chola Khola z przepięknym niebieskim jeziorkiem w dole. Tuż przed Dzongla ostatnia rozrywka: pseudo most zrobiony z drabiny nad niewielką rzeczką. Ze 3 razy się zbieram..  W końcu lądujemy w Dzongli.

Ama Dablam z drogi do Dzongla

Za naszymi plecami Ama Dablam. W drodze do Dzongla.

Tawoche, Cholatse, w dole jeziorko Chola Tsho, w drodze do Dzongla

Tawoche, Cholatse, w dole jeziorko Chola Tsho, w drodze do Dzongla

powrót z Lobuche

Pseudo most przed Dzongla

To był fajny polsko-towarzysko dzień. Na trasie spotkaliśmy dziewczyny z Polski (okazuje się, że minęliśmy całą grupę trekkersów z Krakowa), a w samej Dzongli, na największym zadupiu na treku, ponowne spotkanie z chłopakami, których poznaliśmy w Namche (robią dokładnie odwrotną trasę do nas).

Lodge w Dzongla Lodge w Dzongla

Lodge w Dzongla, przygotowania do wyzwania pt. Chola Pass

Wieczorem jeszcze pertraktujemy z Chińczykami i ich porterami, czy nie wypożyczą nam jednego, żeby nas poprowadził przez lodowiec, ale nic z tego nie wychodzi. Mieliśmy iść razem z Brytyjczykami (wyglądają na obeznanych), ale niestety nie dogadujemy się co do godziny wyjścia, więc jutro liczymy tylko i wyłącznie na własne szczęście…

200NPR Pokój  w Lobuche w hotelu Peak XV
250NPR Hot Water (small pot)
580NPR Vege Burger z frytami (<—–mega!!!)
380NPR Veg fried noodle
250NPR papier do d. (<–rekord na trasie, czyli ok 10 zeta za rolkę;))
900NPR Ginger Tea (Big pot) <—rekord za herbatę na trasie
600NPR 2x Pancake

Notatki wyprawy do Everest Base Camp i Gokyo w Himalajach (sumiennie) prowadzone „live”, w czasie wyprawy (9-10.2011). Uzupełnione i wrzucone na 42 km and more po powrocie. Więcej na blogu w kategorii Nepal. Zobacz kolejny dzień relacji lub początek relacji z trasy.

Nepal, Everest BC Gokyo trek: Lobuche > Gorak Shep > Base Camp – dzień 10

Budzi nas kolejny wspaniały poranek, pełen słońca, ale i mrozu. Na dworze jest bankowo poniżej zera, gdy wychodzimy o 7.20 (rekord!). Na głównej ścieżce w kierunku bazy pod Everestem masa ludzi, niczym jakiś wyścig to upragnionego celu. Idziemy nasłonecznioną dolinką, nadal wzdłuż lodowca Khumbu.  Drałujemy naprawdę szybko, z plecurami, mijając większość ludzi po drodze. Czuję, że chyba “zaskoczyła” aklimatyzacja, bo idzie się wyśmienicie!

Everest Base Camp - w drodze do

Czego można więcej chcieć:))) Jest pięknie!

Everest Base Camp - w drodze do Everest Base Camp - w drodze do

Schody (dosłowne!) zaczynają się, gdy dolinka przechodzi w teren faktycznego lodowca, z niezłymi podejściami i kamieniami. Zaczyna się od 100m podejścia na Lobuche Pass (5110m). Zgon momentalny, zadyszka, nogi z waty (brak tlenu dla mięśni).

Do samego Gorak Shep (5190 m) szlak wiedzie lodowcem, między kamieniami. Góra, dół.

Everest Base Camp trek - Pumori

Przed nami ośnieżone Pumori

Everest Base Camp trek - Nuptse

Po prawej Nuptse, za którym kryje się Everest

Everest Base Camp trek - w drodze do Gorak Shep

      Everest Base Camp trek - lodowiec Khumbu  Everest Base Camp trek - w drodze do Gorak Shep

Kamyki w drodze do Gorak Shep dają w kość czworogłowym

Gorak Shep i lodowiec Khumbu

Gorak Shep u stóp lodowca Khumbu. W lewo odchodzi szlak na trekkingowy szczyt Kala Pattar.

W Gorak bierzemy pierwszy lepszy lodge. Szybki przepak, szamka i ruszamy, bo czeka nas jeszcze dobre parę godzin marszu do i z bazy.

Trasa różnorodna, kamienista, non stop góra-dół. Początkowo moreną boczną, później już samym lodowcem. Początkowo wydawała się łatwa, jednak na wysokości 5200m zmęczenie czuć 2x mocniej. Zwłaszcza na podejściach brakuje tlenu. Start - Everest Base Camp

No to start!

Start - Everest Base Camp  Everest Base Camp - lodowiec Kumbu

3 sekundy później: ałaaa wata w nogach!

 Everest Base Camp - przerwa na wodę

Najważniejsze na takich wysokościach to nawadniać się porządnie!

Wchodzimy na “lodowy” lodowiec. Grubość lodu w szczelinach robi mega wrażenie. Widać, że lód cały czas pracuje: tu się coś urwie, tam spadnie do jeziorka. Momentami buty ślizgają się po lodzie, ale ogólnie jest bezpiecznie.

Mijamy skalny “pomnik“ z wyrytym Everest Base Camp. To dla większości ludzi cel podróży. My idziemy dalej dobre 30-40min, do faktycznej bazy. Z daleka widać już namioty.

 Everest Base Camp - jeziorka lodowcowe  Everest Base Camp - szlak przez lodowiec Khumbu

 Everest Base Camp - jeziorka lodowcowe

 Everest Base Camp - jeziorka lodowcowe  Everest Base Camp - seraki

“Uważaj gdzie idziesz!” Jeziorka lodowcowe i seraki.

 Everest Base Camp - lodowiec Kumbu  Everest Base Camp - lodowiec Kumbu

   Everest Base Camp - lodowiec Kumbu  Everest Base Camp - lodowiec Kumbu

 Everest Base Camp - baza na lodowcu Kumbu  Pierwsze namioty bazy. W tle seraki na lodowcu.

Jupii!! Wreszcie JESTEŚMY! Base Camp jest nasz! Wszyscy się cieszą, jak by conajmniej zdobyli Everest:))

 Everest Base Camp - baza na lodowcu Kumbu

 Everest Base Camp - baza na lodowcu Kumbu Padam na pysk! Jestem normalnie wykończona i przeszczęśliwa. Everestu z bazy nie widać (jest schowany za plecami Nuptse), ale można sobie wyobrazić jaki ogrom trasy mają do przebycia wyprawy. Dookoła widać namioty wyprawy japońskiej, jedynej w tym czasie w Nepalu (to nie sezon).

 Everest Base Camp - baza na lodowcu Kumbu

Mozolna droga powrotna.

Wracamy niemal tak samo długo jak szliśmy do bazy. Słońce smaży cały czas, co jeszcze bardziej męczy. Do Gorak docieramy z r ą b a n i.

Wcinamy makarony, niektórzy to nawet dwa.. i dość wcześnie lądujemy w śpiworach. Blas odczuwa nieco ból w czaszce (plus dalej jest chory), ja znowu nie śpię pół nocy…

300NPR Pokój lodgu w Gorak Shep
600NPR Hot Water (medium pot)
500NPR Maccaroni Cheese Tomato
380NPR Veg fried noodle
500NPR Egg fried noodle
900NPR Ginger Tea (Big pot) <—rekord za herbatę na trasie
640NPR 2x Pancake & Honey
640NPR Tea (Big pot)

Notatki wyprawy do Everest Base Camp i Gokyo w Himalajach (sumiennie) prowadzone „live”, w czasie wyprawy (9-10.2011). Uzupełnione i wrzucone na 42 km and more po powrocie. Więcej na blogu w kategorii Nepal. Aby otrzymać powiadomienie o nowych wpisach zapisz się do „Powiadomienia e-mailem” (po prawej) lub dodaj RSS 42km w swoim czytniku. Zobacz kolejny dzień lub początek relacji z trasy.