Pobudka 6.00. Pakowanie dobytku. Śniadanie (zamawia się dzień wcześniej co się chce) 7:00. Wymarsz 7:40. Tu na treku wstaje się wcześnie i wcześnie rozpoczyna się maszerowanie, bo dobra pogoda jest do ok 13, czasem troszkę dłużej. Potem niebo zasnuwa się chmurami i robi się momentalnie zimno. No i nie ma już co podziwiać dookoła:) Inna sprawa, że od godz. 17 nie ma już co robić..
Szczyty w słońcu, dolina Periche jeszcze w cieniu
Dziś mamy do pokonania trasę o najwyższej różnicy wysokości. Prawie 700m w pionie: od Periche (4250m) do Lobuche (4930m). Sporo, zwłaszcza, że zalecane dzienne przewyższenie na takich wysokościach to ok 350m dziennie. No cóż, tak jest trasa wyznaczona;)
Dziś ostro świeci od rana, ale też lekki przymrozek, więc trzeba żwawo maszerować. Łagodnie wychodzimy z doliny, w której leży Periche, mijając pastwiska jaków. Jest prawie płasko, ale wysokość daje się we znaki: człowiek bardzo szybko robi się jakiś taki zmęczony, bez sił, a plecak skutecznie przygniata do ziemi.
Blas w świetnej formie, ja mam wnerwa, że tak ciężko..
.. ale człapie dalej
Po 40 min mam dość.. a tu dopiero zaczyna się ostre podejście na kolejną przełęcz. Idę niemal tip-topami. Co 3 m postój na złapanie tchu. Mijają nas inni. Buu bardzo to dołujące, ale nic się nie da przyśpieszyć.
W końcu wdrapuję się na przełęcz, a tu niespodzianka: w dole widać Dougla, kolejną wioskę na trasie. Jupii! Zejście i perspektywa odpoczynku od razu poprawiają humor i sił nagle przybywa.
Wydawało się, że idziemy wieczność od wyjścia z Periche, ale wcale nie było tak źle – do Dougla dchodzimy w przepisowe 2.5h. Szybki hot lemon i w drogę. Na początek: kolejna przełęcz – Dougla Pass (4880m).
Widok z Dougla Pass, w dole wioska Dougla.
Wierzchołek Ama Dablam
Jakimś cudem przechodzimy ją bez problemów. Może potrzebna jest po prostu rozgrzewka? Dalej idziemy już łagodną doliną wzdłuż lodowca Khumbu.
Na szlaku sporo ludzi maszerujących we wszystkich kierunkach. Tu spotykają się ci co walą na EBC (czyli my), ci co już wracają oraz ci co wracają z przełęczy CHoLa (gdzie my dopiero się wybieramy).
Szlak tuż przed Lobuche. Robi się tłoczno.
Niestety w Lobuche hotelik, który wydał nam się fajny jest już cały zajęty, bierzemy więc pierwszy lepszy z brzegu, największy, myśląc, że warunki będą adekwatne do ceny (kasują nas 1000 rupców za noc! skandal!). Buda okazuje się beznadziejna, zimna, w jadalni nie grzeją aż do późnego wieczora, a pokoje – z pewnością przymarzniemy z rana..
Lodge “Matka Ziemia” – najdroższy i najzimniejszy na trasie (o poranku 7 stopni)
Jako, że dzień jeszcze się nie skończył, a w pokoju tak samo zimno jak na dworze, to można by się poruszać trochę. Wchodzimy sobie na pobliskie wzgórze, pstrykamy fotki.. aż tu nagle.. z samego szczytu ukazuje nam się zapierający dech widok: LODOWIEC. Lodowiec Khumbu w całej okazałości. Mega-wielkie gruzowisko stał, niczym skalno kamienna rzeka! Wygląda niesamowicie!!!
Co ciekawe, nic o tym nie pisało w przewodniku, żeby wejść na wzgórze po takie widoki! Większość ludzi mija Lobouche nieświadomi, że tuż obok znajduje się taki cud natury!!!
Pierwsze spotkanie z lodowcem – szczęka do ziemi normalnie!
Kontemplacja
Wracamy przemarznieci, bo słońce zaszło. Temperatura ok 8-9 stopni, ale mocno wieje. Trzeba w jadalni przesiedzieć kolejny wieczór przy chińskim dzbanie herbaty..
Gorący kubek – przepyszna odmiana od kluch i ryżu. Następnym razem zabrać więcej!
Lobuche. Widok ze wzgórza oddzielającego szlak od lodowca.
Tak wyglądają wszystkie sklepy na treku. Asortyment także identyczny.
1000NPR Pokój w hotelu “Mother Earth” w Lobuche
420NPR Veg. Chowmain
480NPR Dal Bhat
800NPR 2x Ginger Tea (Medium Pot)
520NPR 2x Pancake (wyborne!)
260NPR 2x Tost with jam/butter
350NPR Hot Tea (Medium Pot)
Notatki wyprawy do Everest Base Camp i Gokyo w Himalajach (sumiennie) prowadzone „live”, w czasie wyprawy (9-10.2011). Uzupełnione i wrzucone na 42 km and more po powrocie. Więcej na blogu w kategorii Nepal. Aby otrzymać powiadomienie o nowych wpisach zapisz się do „Powiadomienia e-mailem” (po prawej) lub dodaj RSS 42km w swoim czytniku.
Zobacz początek relacji z trasy. Następny odcinek nastąpi…;)
Takie opisy powinny być zakazane. Jeszcze kilka takich wpisów i zazdrość mnie zeżre… 🙂
djk, muszę Cie jeszcze trochę pomęczyć;) właśnie leci wpis z EBC..
Pozdr!
Jak dla mnie to saga pod tytułem „Nepal” mogłaby się nie kończyć. Pierwsze jej części czytałem i oglądałem już po kilka razy. Kolejne też chłonę jak gąbka 🙂