Pomimo wczorajszego zmęczenia noc minęła fatalnie, przynajmniej dla mnie. Przespane wczesnym wieczorem 2h i nad ranem 1.5h. Czytam już drugą książkę… Blas za to wyspał się pomimo łupania w czaszce. Jak widać AMS (choroba wysokościowa) każdego inaczej dotyka. O 5 rano budzi nas hałas w pokojach obok – to ludzie, którzy zbierają się do wyjścia na Kala Pattar na wschód słońca. Szacun! Ale ja się nigdzie ze śpiwora nie ruszam (w pokoju 9 stopni)!
Ruszamy o 9.30 po tłustych pankejkach. Jest zimno. Jak tylko droga zaczyna piąć się w górę, dopadają nas symptomy AMS: wata w nogach i brak tchu. Normalnie dejavu z wczoraj! Tylko bardziej stromo w górę. Uczucie trochę, jak by się było chorym i słabym, a bardzo chciało zrobić coś ponad siły. Dla przykładu: wyjście do kibelka w nocy pozostawia cię w stanie palpitacji serca na kilka minut!
Mamy do przebycia 400m przewyższenia: z 5160m gdzie leży Gorak Shep, na 5545m – wierzchołek Kala Pattar.
Widok z drogi na Kala Pattar: po prawej Nuptse, z tyłu (bardzo daleko) Mt. Everest
B prze w górę. Nieźle mu idzie. W sumie to każdemu z mijających nas ludzi idzie lepiej niż mi. Zostaję w końcu sama. Co za dół! Przystaję dosłownie co 3 kroki, siadam, żeby nabrać tchu i uspokoić żołądek. Serio, to była męka i chyba tylko siłą woli dochodzę do kamiennego wierzchołka. Wiadziałam, że MUSZĘ choćby nie wiem co! Droga zajęła mi 2.5h, gdy przewodnik mówi o 2h.. już po tym widać jaki to był słaby dzień.
Upiorna droga na Kala Pattar
Na szczycie straszna zawieja. Po prawej Pumori normalnie na wyciągnięcie ręki! Niestety Everest już w chmurach. Na szczęście jego widok towarzyszył mi w czasie męki na szczyt.
Zwycięzcy (nad własnymi słabościami) na szczycie Kala Pattar:)))
Nie cieszymy się zbyt długo. Trzeba zwiewać, bo nas zwieje! Sama kopuła szczytowa to górka wielkich kamulców, po których dość niebezpiecznie schodzi się w taki wicher.
Samo zejście – luz! Wszystkie dolegliwości jak ręką odjął! Teraz można się cieszyć:) Jeah!!! Drugi z 3 celów wyprawy ZALICZONY!
Wracamy do lodga w Gorak po wielkie plecaki. Padamy na pysk, wiec decydujemy się na zejście tylko do Lobuche, bo dalej nie damy (ja) rady iść. Możemy pozwolić sobie na takie opóźnienie, bo mieliśmy jeden dzień w “zapasie” dzięki wcześniejszemu przylotowi do Lukli.
Opuszczamy lodowiec Khumbu – ała, na koniec znowu daje popalić!
Do Lobuche człapiemy ze 2h, na szczęście niżej czujemy się już coraz lepiej. Wieczorem – szaleństwo! Pringelsy (400 rupii) i ciastka! Coś na osłodzenie okoliczności, bo nasz pokój jest dość obskurny.
Książki + termos z herbatą i jest imprezka! Pidżama śpiwór party z B.
Opuszczamy Lobuche
Następnego dnia wreszcie nie trzeba się nigdzie zrywać! Mamy cały dzień a do pokonania tylko ok 3h do Dzongli, w kierunku przełęczy ChoLa. Trasa do Dzongli przyjemna, non stop w słońcu. Najpierw trawersujemy wzgórze wąziutką ścieżką nad szlakiem do EBC, później mijamy dolinę Chola Khola z przepięknym niebieskim jeziorkiem w dole. Tuż przed Dzongla ostatnia rozrywka: pseudo most zrobiony z drabiny nad niewielką rzeczką. Ze 3 razy się zbieram.. W końcu lądujemy w Dzongli.
Za naszymi plecami Ama Dablam. W drodze do Dzongla.
Tawoche, Cholatse, w dole jeziorko Chola Tsho, w drodze do Dzongla
To był fajny polsko-towarzysko dzień. Na trasie spotkaliśmy dziewczyny z Polski (okazuje się, że minęliśmy całą grupę trekkersów z Krakowa), a w samej Dzongli, na największym zadupiu na treku, ponowne spotkanie z chłopakami, których poznaliśmy w Namche (robią dokładnie odwrotną trasę do nas).
Lodge w Dzongla, przygotowania do wyzwania pt. Chola Pass
Wieczorem jeszcze pertraktujemy z Chińczykami i ich porterami, czy nie wypożyczą nam jednego, żeby nas poprowadził przez lodowiec, ale nic z tego nie wychodzi. Mieliśmy iść razem z Brytyjczykami (wyglądają na obeznanych), ale niestety nie dogadujemy się co do godziny wyjścia, więc jutro liczymy tylko i wyłącznie na własne szczęście…
200NPR Pokój w Lobuche w hotelu Peak XV
250NPR Hot Water (small pot)
580NPR Vege Burger z frytami (<—–mega!!!)
380NPR Veg fried noodle
250NPR papier do d. (<–rekord na trasie, czyli ok 10 zeta za rolkę;))
900NPR Ginger Tea (Big pot) <—rekord za herbatę na trasie
600NPR 2x Pancake
Notatki wyprawy do Everest Base Camp i Gokyo w Himalajach (sumiennie) prowadzone „live”, w czasie wyprawy (9-10.2011). Uzupełnione i wrzucone na 42 km and more po powrocie. Więcej na blogu w kategorii Nepal. Zobacz kolejny dzień relacji lub początek relacji z trasy.
Najważniejsze, że udało się pokonać chwile słabości. Niejednokrotnie człowiek walczy z taką niemocą w zupełnie innych, dużo lżejszych warunkach. Błażej powinien pamiętać jak kilka lat temu umierałem na Mini Nocnej Maskarze. Chciałem pedałować, a rower nie jechał. Na szczęście ekipa mnie wspomagała. Oczywiście nie da się tego porównać z warunkami w jakimi Wy walczyliście. Szacun dla Was. Szkoda, że nie spotkaliśmy się na Tropicielu ;-(
Widoki zabijają. Na żywo były pewnie x10, x100… 🙂
Na Tropicielu w weekend byłeś? Eeee no szacun!!! Domyślam się, ze pewnie „przyjemnie” było.. zimno, błotko i te sprawy;))
Na żywo – zabijają!
:))
Ciśnienie na Kala Pathar jest na poziomie 500 kPa. Kamerka z widokiem na Everest jest tutaj : http://www.evk2cnr.org/WebCams/PyramidOne/everest-webcam Można pomarzyć….
Sorry, nie 500kPa tylko 500hPa 😉
to bez kawy ani rusz! 😉
Aktualna pogoda na Kala Pathar jest tutaj : http://share-everest.it/SHAREEverest2011MeteoData/KalaPattar/sensorKalaPattar.html a na Przełęczy Południowej jest tutaj : http://share-everest.it/SHAREEverest2011MeteoData/SouthCol/sensorSouthCol.html
Chciałem nieśmiało donieść, że nowe pomiary wysokości Kala Patthar dają wynik 5634m 🙂