Wreszcie można wrócić do pisania o bieżących sprawach! Relacja z Nepalu może i była ciekawa i odświeżająca na początku, później niestety stała się trochę kulą u nogi;))) Wiedziałam, że chcę ją skończyć, bo fajnie będzie kiedyś wspominać, ale niestety emocje już opadły i pamięć zaczęła nieco szwankować;)
No więc co się dzieje teraz? Hmm. Biegowo na razie niewiele. Tzn nic na tyle specjalnego, o czym warto by pisać. Dookoła panuje spokojny okres roztrenowania i kształtowania ewentualnych planów na przyszły rok. Mi takie również się klarują, ale na razie co 5 min zmieniam zdanie, więc to chyba nic poważnego i nic na czym by mi szczególnie zależało. Póki co biegam sobie a muzom, staram się ruszać d** regularnie, żeby nowy rok z nowymi planami nie starować od zera;) Ale bez ciśnienia, dystanse 5-10 km na raz.
Jakieś plany na przyszły rok?
W ramach jesiennego roztrenowania (czyli mniej więcej od połowy listopada) postawiłam sobie za to dwa nowe „wyzwania”:
1. Joga
2. Zrobić z mojego psa (khe, khe) biegacza.
Joga
Jakiś czas temu czytając jakieś artykuły na necie natrafiłam na tekst o Joga Challenge. Chodziło o to, żeby przez 80 dni, do końca roku, codziennie poświęcić trochę czasu na jogę. Aż takim weteranem jogi nie jestem, jednak postanowiłam spróbować własnej wersji wyzwania: spróbować ćwiczyć jogę tyle, ile mogę, czyli bardziej skoncentrować się na jodze niż dotychczas.
Od jakiegoś czasu joga bardzo mi się podoba, jednak nigdy nie było na tyle czasu/sił, żeby bardziej się temu poświęcić. Roztrenowanie jest zatem bardzo na rękę! Skutki (już 3-4 tygodni) regularnego trenowania jogi już widzę! Uczęszczam na zajecia prowadzone (hatha joga) i sama praktykuję w domu jogę dynamiczną – Ashtanga Joga. Bardzo żałuję, że nie mogę chodzić na prowadzona Ashtangę, ale na szczęście od stycznia to sie zmieni (jupiii!!). Szczegółową relację z Joga Challenge zamierzam zdać na blogu;)
Pies z głową w dół. Tzn ja, nie pies.
Bagira
Bagusia, jak może wiecie, nie jest psem biegającym. Ba, nawet nie jest psem specjalnie dynamicznym… Niestety w tym względzie nie bardzo pasujemy do siebie. Jakieś 2 lata temu jeszcze czasem biegała w zimie ze mną i Blasem, ale niezbyt często, za szybko się nudzi albo zostaje z tyłu.
Parokrotnie już podejmowałam próby biegania z nią, ale moja cierpliwość się szybko kończyła, bo pies się nudził albo opóźniał trening. Teraz i tak nie mam nic ciekawego do roboty, a raczej do biegania, więc równie dobrze mogę truchtać w tempie Bańki. Nieraz żółwim, nieraz sprintem, nieraz w kółko, bo bies węszy w trawie.. Może jak kondycję złapie to będziemy razem kilometry przemierzać… Ach, rozmarzyłam się…
Póki co, kondycyjnie specjalnej poprawy nie widać, ale za to za każdym razem mam szczęśliwego, zmęczonego psa z rana i z czystym sumieniem mogę ją zostawiać taką wybieganą jak na kilka godzin idę do pracy:) Bo jak wiadomo:
szczęśliwy pies => szczęśliwy pan
I odwrotnie!
Twoje podsumowanie, dla mnie-psiary, idealne i myślę, że biegający ze mną owczar jest tego samego zdania:)
Czekam na Yoga-relację:)
Tia, połączyć dwie ulubione rzeczy to musi wyjść coś baaaardzo fajnego:)))
Pierwsze efekty z jogi miałam okazje juz dziś zobaczyć na BodyPumpie. Choc nic silowo nie ćwicze to była ogromna różnica w porównaniu do tego co jakiś czas tamu;) Może się jeszcze kiedyś do jogi przekonasz;P
zrobić z Bagiry biegacza! 🙂 a może maratończyka? To by był wyczyn! 🙂
Olga, dyszka bez zatrzymywania co 500m byłby już szczyt marzeń!
Znaczy się na wiosnę w Katowicach, czy tylko nas podpuszczasz..?
No Katowice to myślę, że to stały punkt programu (już 2x połówka), w końcu to prawie moje rodzinne strony (pochodze z Gliwic);) Pozostaje pytanie: pół czy cały…
Powodzenia. Trzymam kciuki za plany. A propos biegającego psiaka. W tegorocznym maratonie w Poznaniu biegł pan z husky’im i przebiegł. Kto wie, może i Bagira dołączy do grona maratończyków:)
Niektóre rasy są bardziej predysponowane do biegania niż inne na długi dystans. Podobno dla maratończyków najlepszym kompanem będzie biegacz Australian ridgeback lub popularny dalmatyńczyk. U nas bieganie w zasadzie zaczęło się od naszego psa. Mamy golden retievera, dosyć aktywną rasę.Mąż zaczął biegać, gdy się okazało, że zwykły spacer, a nawet dwa dziennie psu nie wystarczały. Ja zaś zaczęłam biegać jak pozazdrościłam mężowi. Jednak to nadal mąż biega z psem, dla mnie to trochę jednak za trudne. Albo trzeba biec sprintem, albo stać i patrzeć jak sika. Ty masz chyba suczkę, to co innego. Mój potrafi się na spacerze wysikać do 20 – 30 razy 😉
Ale marzy mi się dog-trekking, może kiedyś…
A, i też myślę o jodze. Już kiedyś zaczynałam, ale nie udało się. Może spróbuję jeszcze raz 🙂 Zachęciłaś mnie 🙂