GR20: Dwa razy dwa (część 2)

Dzień przerwy od plecura wcale nie oznaczał przerwy od napierania, choć ewidentnie ciężko nam sie było zmotywować do wczesnego wstania. W planie: Monte Cinto, opisywany jako wisienka na torcie GR20. Chyba na bardzo wielkim, skalistym i wyyyysokim torcie… Uzbrojeni jedynie w kije, lekkie plecaki i lekkie buty ruszamy w kierunku podnóża góry. Nogi same niosą, pogoda piękna.

Do czasu. Godzinę po tym, jak zaczyna się skalna wspinaczka, ja pasuję. Jest wysoko, stromo, duża ekspozycja przy niektórych przejściach. Dodatkowo w biegowych Cascadiach nie czuję się pewnie. Nie tego się spodziewałam na trasie. Blas ani śni przerywać, więc rozdzielamy się: on w górę, ja – relaksować i cieszyć się dniem totalnie wolnym.

Circque de la Solitude Korsyka, gr20: Circque de la Solitude

Ślad bikestats na Monte Cinto (2706m)

B oczywiście zdobywa Monte Cinto, ale jakim kosztem! Ponad 10 godzin napierania po trudnej nawierzchni, wspinaczka, błądzenie na szczycie. Ewidentnie nie dla takich sofciaków jak ja, tak więc na dobre wyszło. Przy okazji, zastanawiając się co począć z resztą dnia, spotykam ekipę z Gdańska (pozdrowienia!) i lądujemy na piwie. Czas mija na pogadankach o górach (a jakże!) i odpoczywaniu.

Kolejne 2 dni wyprawy to chyba najtrudniejsze na całej trasie: robimy dwa podwójne etapy, ze sporymi przewyższeniami, dzień po dniu. Na dzień dobry: Circque de la Solitude. To chyba najtrudniejsze miejsce na GRze. Owiane złą sławą z powodu kilku śmiertelnych wypadków, ewidentnie nie nadaje się do przejścia przy złej pogodzie.

Na szczęście pogoda jest perfekcyjna. Wyruszyliśmy naprawdę wcześnie (6:40! a la morning runner), więc do cyrku schodzimy wcześnie. Skalne zejście ubezpieczone jest łańcuchami, nie miej jednak przepaście pod nami robią wrażenie. Zwłaszcza jak w się lęk wysokości!

    Korsyka, gr20: Circque de la Solitude Korsyka, gr20: Circque de la Solitude

Korsyka, gr20: Circque de la Solitude

Wyjście z cyrku na przełęcz Bocca Minuta też robi niesamowite wrażenie. Na miękkich nogach przechodzę niektóre miejsca, gdzie brak ubezpieczenia, a zaufanie pokładasz w podeszwach butów i modlisz się, żeby to wystarczyło albo, żeby śnieg jeszcze ten jeden raz wytrzymał.

Korsyka, gr20: Circque de la Solitude

Dalsza droga nie podnosi już tak ciśniania: mozolne napieranie góra-dół w kamiennym świecie korsykańskich granitów. Słońce daje popalić przez tyle godzin. Stopy też mają dość.

Korsyka, gr20: Circque de la Solitude

Robimy krótki popas przy szałasach Bergeries de Vallone. Tu pierwotnie byśmy sie zatrzymali, gdybyśmy robili jeden etap. Ele nieee. Kawka, baton, kozi ser do plecaka i w drogę. Dalszą drogę mało co pamiętam, niby krótki etap, jednak dał nam w kość. Po 12 godzinach meldujemy się w schronie Ciottuli di i Mori, wspaniale położonym wysoko nad doliną i z widokiem na Pagia Orba o zachodzie.

Korsyka, gr20 Korsyka, gr20

Płaczę nad losem moich stóp

Klasycznie pożyczamy małą Quechuę poczym z nosem w misce z sałatką tuńczykową podziwiemy zachód. Mi starczy wrażeń aż nadto jak na jeden dzień. Pośpiesznie witam się ze śpiworem, ale ciężko zasnąć ze zmęczenia… Korsyka, gr20

Niektórzy nie potrzebują wiele, żeby sie dobrze wyspać.

Korsyka, gr20

Kolejny dzień również bardzie długi, ale na szczęście trasa wiedzie sporo wypłaszczeniami. Schodzimy też znacznie niżej, aż do Castellu di Vergio – kolejnego wymarłego ośrodka narciarskiego. Żelastwo wyciągów dookoła wygląda wprost śmiesznie. Że też ktoś chciał biznes zimowy na Korsyce robić!

Korsyka, gr20

Ulubiona lektura Blasa na GRze

Dalej wędrujemy pięknymi dolinami aż do wysokogórskich jezior Lac del Nino, które wyglądają jak jakaś bajkowa dolina: jezioro otoczone małymi pozzines (kanaliki wodne), zielona trawka przystrzyżona przez krowy i konie, które pasą się luzem, a dookoła 2-tysięczniki. Tu nawet szlak GR20 wiedzie płaską ścieżką i nie trzeba patrzeć pod nogi bo nie ma kamieni! Niespotykane nigdzie indziej na trasie!

 Korsyka, gr20 Korsyka, gr20 Korsyka, gr20

Na koniec wdajemy się jeszcze w małą rywalizację ze spadochronami (para kolesi z wielką Quechuą na plecach, z którymi tasujemy się cały dzień), o to kto będzie pierwszy u celu. Docieramy do schronu, gdzie już imprezka wre. Nie pozostaje nic innego jak cheers! z kolejnego udanego dnia (to raczej międzynarodowy gest).

gr20gr20

Noc mało komfortowa. Na paletach. Nie mamy karimat, a i namiot Blas ledwo zdobył.

Notatki wyprawy wzdłuż Korsyki trasą GR20 (1-15.06.2012) uzupełnione i wrzucone na 42 km and more po powrocie. Więcej na blogu pod tagiem GR 20. Aby otrzymać powiadomienie o nowych wpisach zapisz się do „Powiadomienia e-mailem” (po prawej). Zobacz początek relacji z trasy.

Reklama

11 myśli w temacie “GR20: Dwa razy dwa (część 2)

  1. biegizagraniczne 13 lipca 2012 / 22:01

    Widzę, że nie tylko ja ostatnio sporo czasu spędzam w górach!

  2. Grzegorz Łuczko 15 lipca 2012 / 11:47

    Fantastyczna przygoda.. no i zrealizowałaś moje marzenie 🙂 .

  3. agusia 24 lipca 2012 / 15:06

    Pozazdrościć;) Fotorelacja jak zawsze pierwsza klasa!!:)

  4. Gurmetka :) 11 sierpnia 2012 / 11:43

    wspaniała wyprawa, relacja i zdjęcia fantastyczne 🙂 aż chciałoby się pojechac 🙂

  5. Emilka 19 sierpnia 2012 / 10:21

    PIękne zdjęcia ; )

  6. Ava 19 sierpnia 2012 / 19:28

    Ale czad! 🙂 Super wyprawa, świetne foty. Nie znałam Korsyki z tej strony, chociaż ileś tam lat temu objechałam ją prawie wzdłuż linii brzegowej na rowerku 🙂 Aż mi się zamarzyło znów tam dotrzeć po twoich opowieściach. Tym bardziej że ponoć jest tam super wspinanie

  7. mimi wooow! 24 sierpnia 2012 / 06:41

    o szoku, ale z Was eXtremiści, jak czytałam te wszystkie relacje z Korsyki, wspinania i w namiocie noclegowania oraz z osłami porannego sie przekomarzania to aż oczy przecierałam ze zdziwenia, że w taki sposób mozna wakacje spędzać … to Twój facet jest chyba inicjatorem tych pomysłów na Wasze wyprawy, coooo??? ale Ty mu świetnie dotrzymujesz kroku… o szoku 🙂 nie wiem czy mi takie cos by się podobało, tymbardziej, że moje bejbe kondycji raczej nie ma… ooo, no własnie a propo tej ostatniej, to co z Twoimi planami a la 42 and more??? zdecydowałas sie, trenujesz teraz ostro i dlatego Cię tu nie ma czy coooooooooooo??? pozdrawiam, ściskam i truskawkowo stąd zarażona mega entuzjazmem pryskam 😉

    • Kate 29 sierpnia 2012 / 06:27

      Truskawkowa! No wiesz co! Wątpisz w mój autorytet w temacie turystyki górskiej?! Oczywiście, że JA wymyślam te wyprawy. Facet ma tylko prawo zaprotestować jak mu sie strasznie nie podoba, ale do tej pory nie było oporu;)))

      co do planów…. ostro nic nie trenu, co rusz mam problemy z kolanami i moja motywacja biegowa siadła totalnie.. buu

  8. how! how! how! tutaj Berry Straw ;) 5 września 2012 / 11:20

    to chociaż jakiegoś przepisa wstaw, nie skontuzjujesz kolan chyba od mieszania w garach 😉 dawaj, dawaj! wyłaź z tej dziury niebytu 😉

  9. Dorota 18 września 2012 / 10:52

    Hej Kasia! gdzie się podziewasz jak Cie tu nie ma? Czekam na nowe wpisy, zdjęcia , przepisy!!!!
    W niedziele gościłam we Wrocławiu. Zaliczyłam maraton, choć powinnam chyba powiedzieć , ze maraton zaliczył tym razem mnie! Bo miałam mega kryzys!!!! Chciałam już zejść z trasy!!! Ale na szczęście na 7km przed metą jakby piorun we mnie strzelił ruszyłam z kopyta i wyprzedziłam 270 osób;-) Jest nowa życiówka 4:28:41 (choć biegłam na 4:15:00 – chyba cel zbyt ambitny- na ilość przebiegniętych w przygotowaniach kilometrów). za miesiąc Poznań, więc kolejna walka! A kiedy Ty jakiś start planujesz? Mam nadzieję, że spotkamy się na jakiejś połówce lub maratonie! Pozdrowienia!!!

Możliwość komentowania jest wyłączona.