IV Rybnicki Półmaraton Księżycowy

Chyba miałam jakieś przeczucie zapisując się na tę połówkę raptem tydzień po nocnym we Wrocku. Wyszło niby przypadkiem, kiedy to po wpłacie kasy za Wrocław okazało się, że miejsca się skończyły i do widzenia. Bardzo chciałam pobiec coś większego jeszcze w czerwcu, bo czułam, że kondycja się robi od czasu Kanarów, stąd szybka decyzja o starcie w Rybniku. Z Gliwic, skąd pochodzę, mam do Rybnika rzut beretem, a dodatkowo każda okazja jest dobra, żeby odwiedzić familię:)

Tak też do Rybnika pojechałam z Mamusią i Tatusiem. Aha, no i z Bagirą, a jakże. Sprawnie poszły pakiety, tojtoje, rozgrzewkowe 2-3km i podobne sprawy. Swoją drogą organizacja na mecie – pierwsza klasa. Zaplecze mniej więcej takie jak na wrocławskie 4 tysiączki biegaczy, a tu startowało “tylko” 900.

Godzina punkt 22:00 jedziemy! Pierwsze kółko (trasa miała 3x7km) spokojnie, puszczałam się “luzem” tylko na zbiegach. Trasa ciekawa, nieźle pozawijana, lekko pofałdowana,  dwa razy przebiegała przez rynek pełny piwkujących kibiców, dalej od centrum miejscami dość ciemna. Ogólnie podobało mi się, bo w ogóle nie było jednostajności. Na pierwszym kółku nieco się rozgrzałam, wkręciłam w mocne tempo, więc zaczęłam delikatnie podkręcać. Wśród kibiców oczywiście nieco mnie poniosło, ale co tam. Powoli systematycznie wyprzedzałam ludzików, na całej trasie okazało się, że wyprzedziłam ok 90 osób… not too bad🙂 Na trzecim kółku już wiedziałam, że przeżyję, więc postanowiłam dać z siebie wszystko. Niestety nie byłam jedyna z takim pomysłem – na trzecim zaczęła mnie wyprzedzać mocna grupa, która do końca już narzucała tempo. Do rynku było nieźle, na rynku oczywiście pofrunęłam jak na skrzydłach, żeby potem przypłacić to lekkim zgonem 3 km od mety. Zacisnęłam zęby i robiłam swoje. Czas się ciut zaczął dłużyć, ale wmówiłam sobie, że jest ok i w sumie co mam do stracenia, jak się jeszcze trochę przycisnę. Około kilometra od mety mijaliśmy chyba dworzec z wielkim zegarem na którym widniało: 23:49. Wiedziałam już, że złamię 2h, co było moim planem minimum. Razem z jedną dziewczyną zaczęłyśmy przyspieszać i wyprzedzać ludzi. Niestety 200m ona postanowiła wyprzedzić mnie;) Na metę wpadłam za nią, z niezłą pikawą i przeszczęśliwa!

Jest nowa życiówka: 1:55:06 h!

rybnik_mp_1

Amok na mecie. Czy ten pan tak się skaleczył na trasie?

rybnik_mp_2

“Bardzo Panu dziękuję za prawie zawał na ostatnich 100m!”

(zdjęcia pochodzą z portalu Maratony Polskie)

PS: dziękuję Rodzicom za doping i w ogóle!

Reklama

12 myśli w temacie “IV Rybnicki Półmaraton Księżycowy

  1. Savannah Grey 1 lipca 2013 / 07:40

    Gratuluję tak genialnego czasu!

  2. blasbike 1 lipca 2013 / 10:03

    no wreszcie się udało, teraz będzie z górki:)

  3. Kate 1 lipca 2013 / 10:07

    teraz to się dopiero zacznie;PP

  4. Kasia 1 lipca 2013 / 10:13

    Gratuluję! Sama na żywo nie widziałam „skaleczonych panów” , ale widzę że to jednak prawda! 😀

    • Kate 1 lipca 2013 / 10:20

      Kasia, ja sama na żywo nigdy nie widziałam, dopiero jak sobie z bliska to zdjęcie obejrzałam to się zszokowałam.

  5. piotrek 1 lipca 2013 / 10:34

    Graty! Teraz trzeba połamać 1:45!

    • Kate 1 lipca 2013 / 11:44

      No tak. Może za miesiąc spróbuję:)

  6. Aga Es 1 lipca 2013 / 19:27

    No,no gratulacje.Forma rośnie. Aż strach się bać co będzie dalej:)

  7. WrocNam 2 lipca 2013 / 03:02

    Gratulacje! Noc Cię nosi 😉

Możliwość komentowania jest wyłączona.