Wracając do opowieści kanaryjskich… Z Teneryfy po 2 dniach ruszyliśmy na naszą docelową wyspę – La Palmę. Wakacje na La Palmie wymyśliliśmy w sumie wspólnie. Miały być góry (ale bez przesady jak na GR20 w zeszłym roku), miało być morze i plaża, miało być aktywnie, ale czasem leniwie, miało być ciepło i słońce, owoce i wino. To właśnie moje podstawy dobrego wypoczynku. La Palma przerosła moje oczekiwania! Mogłabym tam zamieszkać na stałe!
La Palma jest uznawana za najbardziej stromą wyspą na świecie, praktycznie cała pokryta jest górami, od samego morza. Ze wszystkich Wysp Kanaryjskich jest wysunięta najdalej na Oceanie Atlantyckim i oddalona od Teneryfy o 4 godziny podróży promem. La Palma nie jest typową wyspą-kurortem. Właścwie tylko w okolicach stolicy Santa Cruz de La Palma znajdują się większe plaże i hotele, gdzie można pojechać na normalne wakacje na leżaku. Cała reszta wymaga ruszenia pośladkiem;)
My udaliśmy się na samo południe do wioski w pobliżu Fuelkaliente. Prosto w krainę bananów i wulkanów! Tam też, z poziomu morza, staruje szlak GR131, najdłuższy na wyspie, ciągnący się wzdłuż całej wyspy grzbietem. W centralnej części zawija po grzbiecie dookoła kaldery, by dalej spadać aż do poziomu morza na zachodzie wyspy, aż do miejscowości Los Llanos. Szlakiem tym wiedzie też Transvulcania – górski ultramaraton 83 km, który jest nie lada kąskiem dla największych wyjadaczy biegów terenowych na świecie. Okazało się, że Transvulcania odbywa się dokładnie w terminie kiedy jesteśmy na wyspie. No takiej okazji nie mógł przegapić Blas!
Plantacje bananów
Widok z tarasu: morze niby na wyciągnięcie ręki, a jednak 500m niżej
Nasza wioska sąsiadowała z największymi wulkanami na wyspie. W odległości 1-3 km mieliśmy wulkan San Antonio i Teneguia. Wyobraź sobie, wstajesz rano i wybiegasz na przebieżkę na szczyt wulkanu i z powrotem! W nogach masz 7 km, dobrych parę podbiegów, a w głowie górsko-morski obraz poranku na wyspie! Potem zasiadasz na tarasie, szamiesz kilogramową papaję i rozkoszujesz się widokiem na morze! Baj-ka po prostu!
Po wyspie raczej ciężko poruszać się bez auta, nawet wspinając się do sklepu można niezłej zadyszki dostać. Na szczęście wszędzie jest w miarę blisko, w każde miejsce na południowej połowie wyspy można dojechać w 30 min. Nam najbardziej przypadły do gustu bananowe enklawy – miasteczka Los Llanos de Aridane oraz Tazacorte z wulkaniczną czarną plażą i muzeum banana. Mieszkańcy na La Palmie (na cełej wyspie ok 87 tys) są bardzo przyjaźni, widać, że nie mają jeszcze dość turystyki. Na całej wyspie mamy do dyspozycji gęstą sieć szlaków, które mogą wynieść nas grubo powyżej dwa tysiące. Serio, naprawdę jest gdzie łazić.
Wieczorny wypad na wulkan San Antonio
Lasy dookoła Los Canarios
Oczywiście posiedzieć na plaży też jest gdzie. Pomimo tego że mamy na co dzień morze na wyciągnięcie ręki, zjechanie na sam dół do morza to dobre 15 min samochodem. Plaże są malutkie, ukryte pośród skał i oczywiście czarne z drobnym wulkanicznym piachem. Woda czyściutka, choć przez czarne dno ma się inne wrażenie. Tłoku raczej nie ma, może w sezonie jest trochę więcej ludzi (my byliśmy na początku maja). Nawet nad najmniejszą plażą znajdzie się bar z piwkiem i tapas, jak to bywa w każdej kanaryjskiej wiosce, nawet jak w ciągu dnia ma trzech klientów na krzyż.
Nic tylko pozazdrościć 🙂
Ale tam pięknie, tak inaczej… i bez tłumu turystów 🙂
Świetne widoki, zazdroszczę!
Fanką Wysp Kanaryjskich nigdy nie byłam, jakoś opowieści znajomych o plażingu w tym miejscu nigdy mnie nie przekonywały, ale na takie zwiedzanio-bieganio-wspinanie pisałabym się bez namysłu!
Wow. Piękne zdjęcia! Zupełnie inna wersja wysp kanaryjskich
Ale fajne wakacje!!!! Piękne miejsce!
Zazdraszaczam widoków i wyprawy. Nic tylko rzucić wszystko i wsiadać w jakiś transport 🙂