Poniższy post jest częścią mojego treningu mentalnego pod mediamaraton na Transvulcani (27km, 1900m w górę). To już za niecały miesiąc! Treningi JAKOŚ idą, ale nie jest to ilość (2xtydzień) jaką widziałabym w planie przed biegiem górskim na ponad 4 godziny:/ Po prostu nie da się zrobić wszystkiego, więc robię tyle ile się da:) Zwłaszcza, że w innych sferach życia dużo się dzieje (nowa „kariera zawodowa” jako nauczyciel jogi i edukacja w tym kierunku), co mnie niezwykle cieszy i daje siłę na wszystko inne.
Zbiór zdjęć poniżej to część wizualizacji mojego startu na La Palmie. Im szybciej i lepiej go oswoję, tym pewniejsza siebie stanę na starcie! Znajome miejsca, cudne wspomnienia, pełen chillout, wszystko będzie dobrze.
Świeżutki ultra mąż:*
Najwyższy punkt na LP – La Roque de los Muchachos. Można tam podjechać autem z Santa Cruz (około 1.5h) krętym asfaltem, jadąc ok 20-30km/h albo zostawić auto nieco niżej (np w pobliżu Pico de Nieve) i dobiec granią aż na sam szczyt. Ta granią biegnie też trasa Transvulcanii. Słońce potrafi naprawdę mocno przysmażyć, wiec trzeba pamiętać o wodzie w odpowiedniej ilości! Na szczęście dla nieprzygotowanych na szczycie znajduje się mały kranik z wodą. W gorący dzień może uratować życie!
Trasa z Pico de Nieve na Los Muchachos cały czas biegnie na odsłoniętym terenie z wspaniałymi widokami dookoła i licznymi podbiegami do pokonania. Serio, nudzić się nie można!
Kolejny widoczek z grani. Często, gdy na dole nie ma pogody albo jest pochmurno, na Los Muchachos powyżej chmur, można się cieszyć piękną pogodą.
Bidonowa sesja
Wulkan San Antonio w pobliżu Fuencaliente. Podjechać można prawie pod sam szczyt, wejście płatne. Chyba, że wybierzesz się na romantyczny zachód słońca:) Całkiem niedaleko (ok 3 km w kierunku latarni we Fuenkaliente) jest nieco mniejszy i bardziej dziki wulkan Teneguia. Tereny na południu w pobliżu Fuenkaliente najbardziej przypominają klimatem kosmiczne księżycowe widoczki z filmów.
Plaża w Tazacorte. Można poprażować na czarnym piasku bądź zjeść drapieżną rybę, co smakuje jak wołowina. Btw, to była ostatnia moja ryba w życiu (nie licząc sushi, ale to na surowo). Do Tazacorte zbiega z wysokości około 1000m trasa Transvulcanii. Miasteczko żyje imprezą, ludzie sobie siedzą, piją browarki i gorąco dopingują zmasakrowanych biegaczy. Zmasakrowanych, bo na tym odcinku naprawdę dostają w kość: nie dość, że zbieg trudny technicznie z 1000m do poziomu morza, to i różnica temperatur mocno odczuwalna! Ja pamiętam, że na dole był niezły skwar! Z Tazacorte ultrasi mają jeszcze (jakby tyle było mało!) do pokonania 500m w pionie do miasteczka Los Llanos, gdzie jest meta.
Przed startem Transvulcania La Palma 2013. Piękna, wzruszająca chwila!!! 6.00 rano. Start z poziomu morza. Stąd przez najbliższe 18 km będzie tylko w górę. Najpierw startuje ultramaraton, pół godziny póżniej mediamaraton. Widok morza czołówek wspinających się z dołu – niezapomniany!
Prowadzi Kilian. Goni go jakieś tysiąc ultrasów. Ścieżka ma szerokość około metra, dlatego sznurek czołówek tworzy tak spektakularny widok. Pierwsze 2-3 km to taka wąska ścieżka, trudna nawierzchnia z luźnych pumeksowych kamyków,dookoła wulkany. Na szczęście wystartować za szybko się nie da, wszyscy człapią jeden za drugim, jak w kolejce po chleb. To będzie ciężki kawałek, ponieważ jest dość stromo.
Meta w miasteczku Los Llanos. Ultramaratończycy jak gwiazdy wbiegają na metę po czerwonym dywanie. Każdy. Dookoła wspaniałe wesołe święto biegania i opijania. Jest! Udało się!
Najlepsze żarcie na LP, oprócz mini bananów i papai, to GIGA sałatki z miejscowymi sosami zwanymi mojo rojo oraz mojo verde. Belissima!
🙂 dzięki za ten wpis!
Robert, również z myślą o Tobie;)
Mniam, w Polsce już mojo nie smakuje tak dobrze 😉
ja to nawet nie spotkałam
Siedzę w pracy za biurkiem i odpływam, gdy patrzę na te zdjęcia! 🙂
Rzeka z czołówek – niesamowity widok, jaka to musi być atmosfera! 🙂
Mega swięto biegaczy górskich! Całe wioski wychodzą na tresę o 6 rano!!! A nawet puby otwierają!
jesteście super!!! tak czytam o Waszych planach i tych maratonach i cięzko wzdycham [z lekka nutką zazdrości], czy biegaczom życzy się połamania kości? oby to były dla Was biegi pełne wrażeń i wspomnień bombastycznych, uważam, że jesteście parą ludzi fantastycznych [ale tylko dlatego, że pasuje do ryma 😉 ] … poza tym ta nowina, że będziesz instruktorką JOGI … no po prostu wymiękam … to też był kiedys jeden z moich kilkunastu pomyslów na zycie [chciałam nawet leciec do Brazylii do jedynego na świecie Uniwersytetu, gdzie studiuje sie JOGĘ … ha, ha, ha …. ale ja krejzolką byłam i mżonkami żyłam] … reasumując: podziwiam Was, oddaję pokłony i czekam na kolejne niesamowite relacje z coraz to bardziej kosmicznych wypraw … widzę, że poprzeczke podnosicie sobie bardzo wysoko!!! może kiedyś zaproszę Cię na prywatna lekcję jogi to mi sie nie poplączą nogi podczas wyginania na macie ciała mego tu i ówdzie rozlazłego miast jędrnego 😉 ha, ha, ha, pozdrawiam, ściskam i jak Cie widzę taką zdeterminowaną to serce się raduje, że jednak MOŻNA!!! jak się chce 🙂