Za moim mężem publikuję trasę mojej małej (małej?!!) Transvulcanii. Jednak w przeciwieństwie do Blasa, ja próbuję mentalnie okiełznać ten hardkor, który mnie czeka. Będzie naprawdę ciężko. Sobotnie 23 km na Ślęży brutalnie obnażyły brak przygotowania górskiego w tym sezonie. Ba, biegowego w ogóle. Zapowiada się bieg w stylu: joginka na szlaku próbuje przeżyć siłą woli.
Statystyki:
Start: 10 m npm
Meta: 1.456 m npm
Najwyższy punkt: 1.931 m npm
Suma przewyższeń: 2.910 m
W górę: 2.180 m (OMG!!!!!!!!! ja przecież nie cierpię drałować do góry!!!)
W dół: 730 m (tak mało?!!! zbiegi to kocham w biegach górskich!)
Wniosek: to nie jest bieg szyty dla mnie na miarę…
Do biegu zostało jeszcze całe dwa tygodnie. Mam nadzieję się jeszcze rozbiegać:)))
To jedziemy! Zaczynam BPS*!!!
Dymania pod górę trochę jest… całe pierwsze 18 km.
*BPS – bezpośrednie przygotowanie startowe
Zostało 10 dni 🙂
Powodzenia!
o rety łał! trzymam kciuki, ciesz się wyjazdem i widokami na trasie 🙂
No pięknie! Pewnie umarłabym ze strachu przed startem, zazdroszczę wyzwania i trzymam mocno kciuki 🙂
Widoki pewnie będą przecudne. Powodzenia!
I jak poszło? udało się? 🙂 Kiedyś trochę biegałam po górach, ale ostatnio z moją formą jest tragicznie. Takie blogi mnie jednak motywują 🙂
niektórym góry kojarzą się z nartami zimą lub pięknymi widokami ze szlaku… nigdy tego nie rozumiałam bo ja na samo słowo „góry” dostaję dreszczy…. miliony treningow w terenie, podbiegów, zbiegów, interwałów, ileż potu, łez i przekleństw tam zostawiłam już dzisiaj tego nie zlicze… dopiero teraz po latach, kiedy wrocilam w gory – typowo na relax i odpoczynek- zobaczyłam ich urok…i to nie z perspektywy oczu szczypiących od potu… i dostrzegłam że są jednak piękne 🙂 powodzneia 🙂
Zazdroszczę samozaparcia. Ja mam ogromny problem żeby się zmotywować do biegania po ciąży. Mimo iż Jasiek ma już ponad rok, to ciągle nie zbliżyłam się nawet do kondycji sprzed ciąży. Boje się, że to się już nie stanie nigdy 😦