Teneryfa – na dobry początek!

Wyglądało jakbym porzuciła bloga na dwa miesiące. Poniekąd. Sporo się u mnie działo, ale powoli wracam do rzeczywistości, jak widać choćby po wpisie z półmaratonu😉

Na przełomie maja i  czerwca spędziłam wspaniałe trzy tygodnie na Wyspach Kanaryjsich w towarzystwie mojego nowego męża🙂 Wycieczka była cudowna! Lepszego miesiąca miodowego nie mogłam sobie wymarzyć! Spodobało nam się do tego stopnia, że postanowiliśmy przedłużyć pobyt, będąc już na miejscu, gdy zbliżał się dzień powrotu. Ale od początku.

Wyspa nr 1. Teneryfa. Znana z plażowania i wylegiwania, drinkowania i imprezowania. Nie do końca. Dla nas to tylko miejsce lądowania Ryanaira, skąd ruszymy promem na naszą docelową wyspę – La Palmę.  Zostajemy jednak na 3 dni – chcemy zaliczyć najwyższy szczyt Hiszpanii, wulkan El Teide.

42kmandmore-20130429-1312IMG_2335-800px

Przy kieliszku i butelce wina. Tu się nic nie zmieniło!

Miasteczko Los Christanos, gdzie się zatrzymaliśmy, to jeden z największych ośrodków turystycznych na Kanarach. Pełne restauracji, barów, plażowiczów i emerytów z Wielkiej Brytani (wszędzie widać english breakfast). Znaleźliśmy tam jednak swoją miejscówę. Góra Guaza wyrasta tuż obok miasta przy zatoce i ma ok 500m npm.  Na szczyt prowadzą przyjemne kamieniste szlaki, w sam raz żeby zaliczyć poranną konkretną przebieżkę;)

42kmandmore-20130430-1946IMG_2904-800px

Góra Guaza nad Los Christianos – door to trail

teneryfa_1

Udaje się też znaleźć czas na jogę, zwłaszcza że co rano budzą mnie takie piękne widoki! Aż prosi się rozłożyć matę o świcie i zacząć dzień od powitania słońca. To moje jedne z moich ulubionych chwil na wyspie:)

42kmandmore-20130503-1401IMG_3290-800px 42kmandmore-20130503-1625IMG_3295-800px

Wydawać by się mogło, że w tropikach opychać będziemy się wypasionymi owocami, a tu porażka. Chyba nie sezon dla większości owoców. Jedyne co tacy maniacy owoców jak my możemy szmać w niemal nieograniczonych ilościach to banany i papaja. Kanarskie banany platanos są malutkie, często zielone i niesamowite w smaku! Bez porównania z tymi z supermarketów. Papaje natomiast są świetnym paliwem przed wycieczkami – są sycące i zawierają multum wody. Blas totalnie się od nich uzależnił!

42kmandmore-20130430-1224IMG_2440-800px

Wycieczka na Teide wymaga wypożyczenia samochodu, bez niego ciężko dostać się na środek wyspy, gdzie znajduje się wulkan. Szosa wije się zakrętasami aż do wysokości ok 2 tysiące metrów. Na szczyt Teide, a właściwie do przed-szczytu, można udać się koleją (10 minut), bądź z buta. Naturalnie wybieramy to drugie.

42kmandmore-20130430-1514IMG_2582-800px

Szlak nr 7 (dokładny opis szlaków) okrąża podnóże góry po lekko nachylonym pustynnym terenie, aby później ostro wspinać się wśród wulkanicznych skał do Schroniska, a następnie do stacji koleki. Stąd trzeba już mieć specjalne pozwolenie na “atak szczytowy”. Pozwolenie jednak trzeba zawczasu (nawet parę tygodni) załatwić przed stronę www, ponieważ na wąskim szlaku nie może przebywać na raz więcej niż 50 osób. Ta dość popularna praktyka na Kanarach ma chronić krajobraz i dziedzictwo naturalne wyspy, dlatego w górach kanaryjskich nie uświadczysz restauracji a la schronisko na Śnieżce czy parkingu na 100 aut.

42kmandmore-20130430-1841IMG_2816-800px

Niestety trochę nie przewidzieliśmy, że pokonanie 1500m w pionie to nie wycieczka na 2 godziny, ale dobrych kilka dymania w górę. Skończyła nam się i woda, i paliwko. Na szczyt zasuwa się po luźnych, osuwających się kamieniach wulkanicznych – pumeksach. Całkiem jak wielkiej kuwecie.  Na szczycie czekają na nas mega widoki i w nagrodę…  zbieg w dół! Love it! Staczamy się na sam dół ile tylko pary w nogach. Dodatkowo ostre słońce, walące centralnie nad głowami cały dzień, wykończyło nas porządnie. Blas tradycyjnie, jak co roku, spalił się na maxa… Nie ma to jak udana wycieczka na początek wakacji!

42kmandmore-20130430-1410IMG_2475-800px

42kmandmore-20130430-1450IMG_2519-800px

  Teneryfa u moich stóp

42kmandmore-20130430-1742IMG_2726-800px

Teide zaliczone, czas na kolejną wyspę!

Reklama

Love Tatry

42kmandmore-Tatry_Zima-800px-22 

CZEMU??!! Czemu mi nikt nie powiedział, że mamy takie piękne góry w Polsce?!!! Naginam po nieznanych mi krajach, łażę przez GR-y jak jakiś francuski piesek, planuję kolejne podróże byle dalej od domu, a tu, na miejscu, niemal pod samym nosem są one – polskie Tatry. Nie było mnie tam dobre naście lat (grandma alert!).

Może to trauma z dzieciństwa, kiedy rodzice zmuszali nas do łażenia po górach? Oj, spotkać można takich męczenników na drodze do Morskiego…

1 listopad to był ostatni dzwonek na taki wypad. Plan pierwotny zakładał coś na kształt Tatra running (tylko za darmo!), ale czasu było mało, a i w serce gór jakoś trzeba było się przetransportować z manelami. Wyszło ostatecznie 3 dniowe: hike + run + hike. Czyli też dobrze:) Pierwotnie tez planowałam inną trasę na każdy dzień, ale akutat ostatnio dosypało śniegiem, a na to deszczem, wiec warunki wysoko były dosć trudne i na pewno nie na biegowe trampeczki.

Dzień 1: Bukowina – Gęsia Szyja – Morskie Oko – Czarny Staw – Morskie Oko

Pogoda nie rozpieszczała od rana, coś tam kropiło, ale i tak humory wyśmienite! Dodatkowo pan gazda podrzucił nas swoim rozklekotanym jeepem na sam początek szlaku. Ruszamy przez las. Jest bosko! Powietrze rześkie od porannej rosy. Zero ludzi. Wspaniały weekend przed nami!

42kmandmore-Tatry_Zima-800px-1 42kmandmore-Tatry_Zima-800px-3

Szarpanina na szlaku

Szybko dochodzimy na Rusinowa Polanę. Puściutko. Ruszamy wyżej. Szczyt Gęsiej Szyji niechcący przeoczyliśmy, bo nam się wydawało, że to za szybko, a poza tym gps pokazywał inną wysokość, a jak wiadomo Garmin jest namądrzejszy. Przyjemna wędrówka lasami, a ja tylko czekam na tego niedziedzia co zza krzaka wyskoczy, bo okoliczności wielce sprzyjające;) Kiedyś, będąc włąśnie w Morskim Oku po raz 1-szy sama (tzn bez starch) na wakacjach, na owego brunatnego jegomościa natrafiłyśmy z koleżanką. Trauma do dziś pozostała…

Na trasie do Morskiego miśka co prawda nie spotkaliśmy, ale 2 miśki. Idziemy sobie asfaltem, nabijamy się z turystów, jak to zwykle na wycieczkach bywa… a tu nagle: „Patrz, ktoś w dobsomach idzie! Buhaha!” Wyostrzamy wzrok.Niespodzianka! Olga, siostra Błażeja, razem z Mauko spacerują sobie wprost na nas;))) Gadu, gadu, my uciekamy do schronu, dziewczyny do Bukowiny, ale umawiamy sie na jutro na 5 Stawów.

42kmandmore-Tatry_Zima-800px-17 42kmandmore-Tatry_Zima-800px-18

Nasiadówa w MOKu

Dzień 2: Morskie Oko – Dolina Pięciu Stawów – Zawrat – Dolina Pięciu Stawów – Wodogrzmoty – Morskie Oko

Dzień drugo wita nas wspaniałym słońcem i ostrym górskim powietrzem! To czas na naszą biegową wycieczkę! Bierzemy tylko jeden plecak z foto i piciem, wiec ja nic nie niosę;) mam luz blues i mogę hasać jak kozica tatrzańska między urwiskami. (Ewidentnie komuś odbiło od tego powietrza!) Wdrapujemy sie przez Świstówkę, bo na Szpiglasowej ponoć ciężkie warunki i bez raków nie ma co ruszać. Biegniemy, gdzie się da, gramolimy się, gdzie sie nie da biec. Jest super! 

    42kmandmore-Tatry_Zima-800px-4 Young couple in mountains portrait

Wystarczy wyjechać z miasta i człowiek od razu szczęśliwszy!

Z resztą popatrzcie na te zdjęcia! Mówią same za siebie! W 5 Stawach mały pit stop na szarlotkę i dalej w drogę w góre na Zawrat. Idziemy w sumie bez planu, jak będzie źle to zawrócimy. Po drodze mijamy ludzi podkutych rakami i z czekanami! Zwłaszcza czekany dosć popularne i sporo ludzi miało przy plecakach. No nic, ponoć przy zejściu do Murowańca na druga stronę sie przydaja. Wierzymy na słowo. My na szczęście tam nie zmierzamy.

Mountains landscape, sunny day in Tatras

Na Zawracie wygwizdów i widoki zapierające dech! Napawamy się ze 3 sekundy i tył zwrot, bo dalej  w górę już sporo lodu. I z powrotem fruniemy do 5 Stawów, gdzie spotykamy się z Olgą (co to w międzyczasie zaliczyła Morskie tam i z powtotem!) i Mauko. Troche sie zasiedzielismy i w droge powrotną ruszamy jak się szaro robi. My z Blasem zbiegamy do asfaltu przy Wodogrzmotach już w totalnych ciemnościach. Dziewczyny pewnie jeszcze gorzej. W dół biegło się szybko i zwinne niczym te kozice, ale powrót do MOKa już lekko w górę i nudno, więc trochę zamulamy. Speeda dodaje nam fakt, że w schronisku kuchnię (a wraz z nią piwodajny bar) zamykają o 18! Uff. Ledwo zdążyliśmy. „Od razu po 2 poproszę! Na zapas.”  

 42kmandmore-Tatry_Zima-800px-7 42kmandmore-Tatry_Zima-800px-8

Degustator przy pracy

 42kmandmore-Tatry_Zima-800px-9 Hiking success, woman in winter mountains

    42kmandmore-Tatry_Zima-800px-14

 „Uważaj, ślisko!” Łup!!!!!

42kmandmore-Tatry_Zima-800px-16

Dzień 3: Morskie Oko – Wodogrzmoty – Polana Rusinowa – Bukowina

Druga wspaniale przespana noc na 12-osobowej sali i pakujemy się z powrotem. Traska podobna jak pierwszego dnia, tylko z ominięciem Gęsiej, gdzies po lasach. Ostatnie chwile na fotki i chillout w słoneczku. I wypatrywanie niedźwiedzia…

Przez te 3 dni zrobiliśmy ok 70 kilosów, każdego dnia po 23, więc pracowicie:) a nadal mamy wielki niedosyt Tatr! Jeszcze tu wrócimy!

Hasta la vista, baby!

42kmandmore-Tatry_Zima-800px-21

GR20: the end (część 5 i ostatnia)

[To już ostatnia część tej pasjonującej podróży. Przelanie wszystkiego na bloga zajęło mi tylko 5 miesięcy, lato się skończyło a dziś we Wrocławiu spadł pierwszy śnieg. ]

Ostatnie 2 dni to już tylko pogoń do Conca, razem z innymi, co z nami starowali w mniej więcej tym samym czasie (np suche babcie). Słońce równo naparza, jak na śródziemnomorską wyspę przystało. Czuć, że przeszliśmy kawał drogi.

gr20-korsyka-059 gr20-korsyka-066

Trasa schodzi do szosy, po drodze więc mijamy sporo jednodniowych, a także świeżaków co dopiero rozpoczynają przygodę z GR-em. Kamienie jak były, tak nadal są i utrudniają nam życie.

gr20-korsyka-064

Bavella. Tłumy turystów przyjeżdżają tu zrobić sobie fotkę z figurą białej Matki Boskiej

gr20-korsyka-065

Okolice Bavella to ponoć wymarzone miejsce dla wspinaczy

gr20-korsyka-061  gr20-korsyka-062

gr20-korsyka-067 “Bieg” do Conca. Już tak niewiele pozostało!

gr20-korsyka-068

Zachód słońca ze schroniska Paliri

Ostatni dzień wyruszamy wcześnie, ale nie tak jak byśmy chcieli. Po drodze doświadczamy niezłej spiekoty. Dookoła krajobraz też jakby nie widział kropli wody od dawna. Kończymy o tzw. suchym pysku, bo oznaczone na mapie źródło okazuje się lewe.

gr20-korsyka-071

gr20-korsyka-074

Symboliczne drzwi do zejścia do Conca. Za nimi oficjalnie zostawiamy wysokie góry, a w dole widać już wioskę!!!

Conca okazuje się wymarłą wioską, gdzie życie wolno płynie, turyści przetaczają się w te i we w te, i nikt na nich nie zwraca uwago. Nie było fanfar, ani koszulek GR20 Finisher. Był za to najbardziej wypasione schronisko na całym GRze, baniaczek wina i mega obiad z mega deserem.

Ciężkie to było wyzwanie, ale jest! Zrobiliśmy to!

IMG_9497 gr20-korsyka-076

Pani 42kmandmore i pan fotograf

Najbardziej popularny pan na Korsyce

GR20: czyli jak nie zrzucić faceta z urwiska (część 4)

Wydawało się, że od Vizzavony, gdzie osiągnęliśmy półmetek (odległości), dalsza wędrówka to już będzie pryszcz na dupie. Oj, jakże się myliłam. Wysokości może mniejsze, teren też może mniej skalisty, ale dzienne odcinki nieco dłuższe.

Generalnie cała impreza zaczęła mi się trochę dłużyć i nużyć. Coraz częściej zamiast pomykać się gdzieś wysoko pod słońcem, miedzy chmurami nad urwiskami, pokonywaliśmy hekto kilometry dolinami i lasami. Nazajutrz po osiągnięciu półmetka, gdzie nieco zaszaleliśmy z piwami, znowu w planie mamy etap łączony (11-sty i 12-sty = 11 godzin czystego marszu).

gr20-korsyka-034 gr20-korsyka-035

Po drodze można napotkać ciekawe okazy. Pozują niemal identycznie.

gr20-korsyka-036 gr20-korsyka-037

Kolejny korsykański pomysł na zimowy biznes. Wyciąg narciarski – niewypał.

gr20-korsyka-038 gr20-korsyka-039

Im bardziej zielony i śmierdzący, tym lepszy. Ser, nie krasnal.

IMG_9464

Wychodzi równiutko 30 km! Nogi w dupie, dostajemy stary namiot, a puszkowe pasta party okazuje się składać w 5% z mięsa… Sorry, to była kwestia przeżycia! Choć schronisko znajduje się przy szosie, ceny spania i żarcia jak wszędzie. Idziemy spać jak pogoda się psuje, taki też wita nas poranek.

gr20-korsyka-040

Naginamy dalej lasami, znowu coraz wyżej [tak w ogóle, to kończą mi się już słowa, jak można wciąż opisywać tę sinusoidę podróżną] aż docieramy znów do poszarpanych grani wododziału. Momentami wychodzi nawet słońce.

gr20-korsyka-004

Niestety na grani wichura wre. W gorszych momentach mam ochotę zawrócić, wieje tak,że prawie nie da się oddychać. Ludzie na przełęczach, gdzie siła wiatru jest największa, idą za ręce, albo na czworaka. W ten dzień serio mam ochotę zawrócić i udać się na PRAWDZIWE WAKACJE! Zwłaszcza, że morze jest na wyciągnięcie ręki…

gr20-korsyka-048 gr20-korsyka-049

gr20-korsyka-002

Niewyraźna mina, bo mi policzki fruwają na wietrze.

Gdyby nie parę istotnych powodów (kasa mi się skończyła, nie miałam soczewek, tchórz mnie obleciał), to może nawet bym zawróciła. Ale nie, Blas się uparł jak stary osioł i koniec (“Miał być cały GR, to nie zmieniaj planów!”, “Ja nie mam planów, tylko wakacje! ”, itd, itp). Oj było niemiło i nerwy puściły. Ponoć na takich wyprawach często zdarzają się tego typu akcje, gdy uczestnicy są już nieco zmęczeni swoim wiecznym towarzystwem i ogólnymi trudami drogi. Coś takiego przydarzyło nam się już na Gokyo Ri, które zdobywaliśmy pojedynczo;)

gr20-korsyka-044Trzeba się obkuć z trasy na kolejny dzień!

W końcu doczłapaliśmy przy beznadziejnej widoczności (16km, 2km przewyższeń) do schroniska Refuge d’Usciolu.  Jakby wrażeń było za mało, wieczorem mamy jeszcze problem z namiotami i do 9 koczujemy bez niczego, aż łaskawie pozwolą nam zająć jeden z wolnych namiotów. Nie obywa się bez “Jesteście we Francji, to mówcie po francusku.” Not nice, dude!

gr20-korsyka-055

Po wieczornych akcjach z pogodą i namiotami na szczęście wita nas nowy dzień.

gr20-korsyka-056 gr20-korsyka-001

Idylliczne obrazki na trasie

IMG_9480 IMG_9473

Manicure

Etap 14-ty też pamiętam jako nieco masakryczny. Miał być w miarę krótki, ale pobłądziliśmy i nadrobiliśmy dodatkowe X kilometrów przez wiochy, których nawet nie było w przewodniku. Potem dowiedzieliśmy się, że “fałszywe” znaki-szlaki to pomysł z przeszłości, gdzie w ten sposób ściągano ruch turystyczny na dół, po prostu dla kasy. W ten sposób nie zaliczyliśmy ostatniego 2-tysięcznika na trasie – Monte Alcudina. Co za strata..! Na dole czeka nas fajne schronisko, gdzie można gotować do woli, są przyjemnie eko-kibelki i prysznice z pseudo ciepłą wodą. Świętujemy 0.5 kg makaronu saute i 0.5l miejscowego wina. Life is beautiful again!

IMG_9479 gr20-korsyka-045

Wygląda na to, że nie “rozwiedziemy” się tym razem:)