Nepal, Everest Base Camp – garść informacji dla wybierających się na trek

IMAG0608

Dostałam kilka maili z pytaniami dotyczącymi naszej zeszłorocznej wyprawy. Bardzo dziękuję za miłe słowa;) Cieszę, ze podobała się relacja;) Poniżej to co przyszło mi do głowy i uznałam za  pożyteczne przed udaniem się na trekking.

IMAG0610

Dla przypomnienia zbór linków z całej wyprawy. W 3 tygodnie z Wrocławia do bazy pod Mont Everest i z powrotem:

Kasa
– Prosty przelicznik: 200 NRP = 3 dolce = 10 PLN
– Samolot do Nepalu – co najmniej 2 przesiadki (gdzieś w Europie + Deli), koszt ok 3-4 tyś. Zależny od przewoźnika, czasu zakupu (my kupowaliśmy bilety 6 miesięcy wcześniej, a i tak  loty British Airways na październik były w większości wykupione). Ponoć najtaniej rosyjskim Aeroflotem, ale nie sprawdzałam. Z Deli można do Katmandu dostać się również autobusem/pociągiem, jak ktoś ma sporo czasu.
– Samolot do Lukli – różni przewoźnicy, różne ceny. My lecieliśmy Tara Airlines. Warto w Katmandu rozejrzeć się po agencjach trekkingowych (na Thamelu, w centrum Ktm)

IMAG0633 IMAG0643

– Targować się, ustalić cenę na początku (taxi, hotel)

IMAG0644 IMAG0640

– Gotówka na cały trek! Koniecznie. Najlepiej opłaca się wyciągnąć z bankomatu w Katmandu. Na trasie bankomat jest tylko w Namche Bazar, jednak nie ufałabym, że zawsze będzie działać (np. w przypadku burzy)
– Zakupy „powrotne” typu herbaty, przyprawy czy inne egzotyczne wynalazki warto kupić w marketach (są w centrum), zamiast w budkach z pamiątkami. Ceny o ok 50% niższe, o czym oczywiście przekonaliśmy się po fakcie.

Podróż
– Opakować plecaki w folię – nasze bezpiecznie wylądowały, bez żadnych uszkodzeń. Kije przytroczone solidnie (Blas w drodze powrotnej mało się przyłożył i stracił jednego, na szczęście tego nepalskiego) na zewnątrz plecaka, a potem owinięte folią. Spotkaliśmy ludzi, których plecaki po tak długiej podróży lądowały u celu uszkodzone. W drodze powrotnej również zakupiliśmy w Katmandu folię spożywczą typu Jan Niezbędny.
–  Coś do czytania, na lotniskach nieraz czeka się kilka godzin, a na większości nie ma darmowego internetu.

IMAG0650

Lotnisko w Deli całe wyłożone dywanami. Bardzo przyjemne.

– Wiza indyjska – jeśli przesiadacie się w Indiach i nie planujecie opuszczać lotniska, wiza nie jest potrzebna

Czas
– Zostawić sobie koniecznie 1-2 dni zapasu w razie (tfu tfu) załamania pogody. Nie jest to zjawisko rzadkie i każdemu może się przytrafić kiblowanie w Lukli.

IMAG0628

Kawka i ciastko w “starbucksie” w Lukli podczas 2-dniowego oczekiwania na poprawę pogody

Trekking
– Coś do czytania/grania/zabawiania się wieczorami. Bywa nuuuudno bez kompa czy komórki;)

IMAG0624

Nudy w lodgu w Lobuche

– Puchowiec – kurtka i śpiwór. Śpiwór to podstawa. Ja miałam puch na temperaturę komfortu do -15°C i nie zawsze było ciepło. Kurtka puchowa przydaje się jak trzeba wyjść w nocy albo nad ranem jak jest najzimniej. My mieliśmy jedną na spółkę;)
– Czołówka
– Telefon – lepiej zakupić tamtejszą kartę prepaid na miejscu. Na treku zdarzają się miejsca, jak np Gokyo, gdzie kompletnie nie ma zasięgu w zagraniczne sieci (a internet jest na solar i nie zawsze działa), a miejscowi porozumiewają się bez problemu.
– Ładowanie baterii – bez problemu praktycznie wszędzie, cena zależna od wysokości n p m. Od 100 -300 rupii za godzinę.
– Kije trekkingowe – bez 2 zdań, obowiązkowe!

IMAG0638

– Lodge na trasie – opłaca się sprawdzić kilka chat zanim wybierzemy. Należy zwrócić szczególną uwagę na menu i ceny żarełka, nie tylko spanie (przeważnie najniższy koszt, 100-200 rupii).

Jedzenie
– Batony jako zapas energetyczny w ciągu dnia, najlepiej większa ilość (np 15 snickersów), można zakupić też na trasie 2-4 razy drożej.
– Zupki gorące kubki (albo chińskie jak kto woli) – miła odmiana i zapychacz w czasie nieraz długiego oczekiwania na ciepłe żarełko. Również obcina nieco koszy jedzenia kupowanego w lodgach;)
– Herbaty, smakowe najlepiej. Oj, pije się tego sporo;) Jako rozgrzewacz i prewencja przeciw chorobie wysokościowej.
– Ceny obiadów – od 220 – 550 rupii za obiadek typu spageti, momy (jak dla faceta to małe), dhal bat, smażony ryż. Ciepły i zapychający. Cena zależna od wysokości n p m. Na dole, w Katmandu jedzenie tańsze o 50%!

IMAG0631

Blas rozkoszuje się nieograniczoną ilością chapati

– Woda – 1L w plastikowej butli, bardzo nieekologicznej, od 80 do 300 rupii. Każda butelka musi zostać wniesiona przez jaki, bądź na plecach ludzi.
– Hot water – czyli zagotowana woda w termosie 3L (big lub mniejszym) w cenie 250 -900 (w Gorak Shep) rupii. Można zabrać do pokoju i uskuteczniać „kąpiel” albo zostawić na kolejny dzień.

– tabsy do uzdatniania wody – do kupienia wszędzie na treku, woda ze strumienia do uzupełniania jest również. Trochę korzystaliśmy i nie pochorowaliśmy się, więc chyba ok;)

Choroba wysokościowa

AMS (Altitude Mountain Sickness)  – warto poczytać o zasadach, objawach, jak temu zaradzić. Mogę śmiało powiedzieć, że spotyka prawie każdego na treku. Istotne jest, jak mocne są jej objawy. Nas dopadło jedynie lekki ból głowy, bezsenność (ja) i ogólne zmęczenie.Widzieliśmy jednak, jak ludzie łykali diamox (silnie odwadniający!!) i szli dalej w górę. Diamox można dostać w Katmandu, jeśli ktoś koniecznie chce. Nam pewien Nepalczyk a agencji trekkingowej powiedział: słuchajcie organizmu,  nie ma co markować sygnałów jakie daje nasz organizm tabletkami. Tego się trzymaliśmy.

HRA_warning_sign

Periche. Tablica z przykazaniami dotyczącymi AMS. (źródło)

  1. Podróżuj wg przewodnika. Suma przewyższeń, której nie powinno się przekraczać w ciągu 3 dni to 1000m.
  2. Stosuj dni aklimatyzacyjne.
  3. Pij dużo wody! W ciągu dnia na trasie i wieczorami przy termosach z herbatką ( 3L termos koniecznie co wieczór)!
  4. Nie idź w górę, gdy źle się czujesz!

Ubranie
– Ubranie – najlepiej ciuchy techniczne (jak wiadomo z myciem na treku bywa niewesoło), które można nosić na „cebulkę”. Wbrew pozorom wcale nie miałam dużo ubrań, jak mi niektórzy zarzucali;) tylko zmieniałam warstwy codziennie;) Na 3 tygodnie miałam: 1x spodnie, 1x spodenki, 1x getry długie, 2x koszulka, 2xcienka bluza, polar, softshell, cienka kurtka. W sam raz wystarczyło. Warto naprawdę przemyśleć i wywalić zbędne rzeczy – w końcu potem targamy to na 5tys!
– Czapka zimowa – zakupić na miejscu!
– Buty – górskie (dobrze przetestowane) i jakieś lekkie na zmianę. Blas swoje buty zmienne zgubił już pierwszego dnia i jakoś przeżył, więc jak widać z jedną parą też można przeżyć. Gorzej mieli współpasażerowie lotem powrotnym.. nie wiadomo czy przeżyli.
– Okulary lodowcowe – ja miałam, Blas – nie. Śnieg (połowa października) był tylko na przełęczy ChoLa i daleko na EBC, ale fakt, ze tam słońce smażyło cały dzień.

IMAG0603 IMAG0620

– Krem z filtrem SPF 50 – jeden na 2 osoby spokojnie starczy
– Czapka/kapelusz na głowę, najlepiej taki co osłoni szyję (np  „W pustyni i w puszczy”)
– Zakup ubrań w Katamandu – hmm, sama nic nie kupiłam bo szczerze nic mi sie nie podobało. W Kathmandu jest mnóstwo sklepików z  podróbkami trekkingowych i wysokogórskich (głównie North Face) ubrań i sprzętu. Ile to warte – nie wiem.  Ceny  sporo niższe niż u nas, ale na pierwszy rzut oka jakość również. Kijetakże polecamy zakupić u nas.

IMAG0634 IMAG0635

Sklepy trekkingowe na każdym rogu w centrum Katmandu

Aparat foto
– Przenośny dysk – nie polecamy. Dysk twardy, na który mieliśmy nagrywać 350 giga zdjęć i filmów, zepsuł się w 1/3 trasy.. Pozostało nam jedynie ok 10 giga na kartach… Drobna różnica. Lepiej zainwestować więcej w zapasowe karty SD.

– kompaktowy aparat – jak najbardziej! Żałuję, że sama nie miałam, może Błażej miałby choć jedno zdjęcie;))) Zdjęcia z dzisiejszego wpisu sponsoruje moja komórka;)

IMAG0645 IMAG0648

Droga powrotna na lotnisko w Katamndu.

Reklama

Nepal, EBC Gokyo trek: Lukla > Kathmandu > PL – dzień 19 do 21

Wreszcie! To już ostatnie dni i ostatni wpis tej przydługiej relacji;)) Gdyby nie masa przegladnietych fotek, dawno zapomniałabym co się wówczas działo. To lecimy.

Ostatnią noc spędzilismy w tym samym hotelu co pierwszego dnia w Kathmandu (pożyłowaliśmy na lepsze lokum). Niestety dostalismu nieco inny pokój niż poprzednio… przybudówke świeżo pomalowaną i nocnymi towarzyszami. Przez cała noc na dachu naszego pokoju słychać było tupot małych nóżek (szczury?). Ja spałam w ubraniu i butach (gotowa do ucieczki), a Blaś śnił o szczurach spadajacych na twarz;) Kolejny dowód na to, że mieliśmy już serdecznie dość prymitywnych warunków! Sniadanie za to pierwsza klasa! Placki chapati i piwo Everest! Aby zabić nocna traumę;)

  Nepal, Katmandu Nepal, Katmandu

Everest z rana jak śmietana!

 Nepal, Katmandu

 Nepal, Katmandu  Nepal, Katmandu  

 Samoregulujący sie ruch uliczny w Kathmandu

Na zwiedzanie było raptem kilka godzin, ale w zupełności wystarczyło, żeby zwiedzić kwintesencje stolicy Nepalu. Przynajmniej tak nam sie wydaje;) Stanowczo bardziej od przeciskanie sie po mnieście, łażenia miedzy straganami i zwiedzania kilkunastu (identycznych?) świętyń, wolimy jednak GÓRY! 

Nepal, Katmandu, Durbar Square

Świątynie na Durbar Square, po wiekszości można spokojnie chodzić

Nepal, Katmandu, Durbar Square

Nepal, Katmandu, Durbar Square 

Nepal, Katmandu, Durbar Square Nepal, Katmandu, Durbar Square  Nepal, Katmandu, Durbar Square Nepal, Katmandu, Durbar Square Nepal, Katmandu, Durbar Square Nepal, Katmandu, Durbar Square

 Nepal, Katmandu, Durbar Square

Praca wre!

Nepal, Katmandu, Durbar Square  Nepal, Katmandu, Durbar Square Nepal, Katmandu, Durbar Square Nepal, Katmandu, Durbar Square

  Nepal, Katmandu, Durbar Square

   Nepal, Katmandu Nepal, Katmandu   Nepal, KatmanduIMG_3895A

 Szybkie zakupy na straganie;)

Na pewno jeszcze kiedyś odwiedzimy Nepal! Zakochaliśmy się z Blasem w kraju, jak i takiej formie podróżowania! Z pewnością były to NAJLEPSZE wakacje na jakich bylismy! Mam nadzieje, że otworzą nam drogę do kolejnych podbojów i ciekawych miejsc. Nie ma granic, trzeba tylko dobrze (i za wczasu!) zaplanować wyprawę i finanse;) W kolejce czeka już plan na trek dookoła Annapurny…

Nepal, Katmandu

 

– THE END –

Nepal - flaga

Notatki wyprawy do Everest Base Camp i Gokyo w Himalajach (sumiennie) prowadzone „live”, w czasie wyprawy (9-10.2011). Uzupełnione i wrzucone na 42 km and more po powrocie. Więcej na blogu w kategorii Nepal. Zobacz początek relacji z trasy.

Nepal, EBC Gokyo trek: Macherma > Namche Bazar > Lukla – dzień 15 do 18

Drogę w dól, która w górę zajęła nam około 8 dni, pokonujemy w 2-3 dni. Krajobrazy szubko sie zmieniaja, słońce przygrzewa cały dzień. Idziemy praktycznie bez przerw i specjalnego zmęczenia. Plecaki też jakby lżejsze (w końcu wykończyliśmy baterię snikersów). Czuć, że wyprawa ma sie ku końcowi.

IMG_3683A

IMG_3686A

IMG_3691A

Tam gdzieś za tymi górami leży Lukla, do której zmierzamy.

IMG_3693A  IMG_3701A

Z Machermo schodzimy przez kolejne wioski aż do samego Namcge Bazar. A w Namche to juz niemal jak w domu! Tłok na uliczkach spory. Widać, że rozpoczął się właściwy sezon trekkingowy na trasie pod Everest! W dwóch lodgach, do których zaglądamy, nie ma juz miejsc. Na szczęście hoteli w Namche jest pod dostatkiem, ladujemy w Sherpa Village Hotel. Bardzo przyjemny, nawet mozna ukradkiem dokonać „kąpieli” pod kranem na korytarzu. Wieczorem szalejemy: kupujemy po browarku (po 200 rupii puszka 0.3l) i oblewamy sukcesy:))))

IMG_3707A

A jednak Nepalczycy znaja wynalazek kola…

IMG_3714A

Im nizej, tym wieksze pakunki i mlodszych porterow mozna spotkac

IMG_3715A

Tak podróżuje mięsko w Himalajach. Smacznego Blas!

IMG_3717A

Wreszcie! Koncowka drogi strasznie sie dluzyla..

W drodze miedzy Namche a Lukla zaglądamy do Phakding. Dwa tygodnie temu tutaj nocowalismy po raz pierwszy w Himalajach. Wstępujemy do babci Pakuli na momy i zapytać, czy przypadkiem nie znalazły się buty Błażeja, które wówczas zostawił/zgubił/ukradli mu (do teraz nie mamy pojecia jak zniknęły). Niestety śladu brak. Cóż, mamy nadzieje, że jakiemuś Szerpie przydadzą się do biegania w terenie;)

IMG_3723A IMG_3731A

Do Lukli docieramy późnym popołudniem dość zmęczeni mozolnym marszem. Od teraz już pełen wyluz! Prawdziwa kąpiel, piwko, szwędanie się po Lukli i odpoczynek. Niestety ów odpoczynek przedłuża sie do prawie 3 dni! Pogoda pod psem, kasa sie kończy, miodzio po prostu!

IMG_3719A IMG_3724A

Pada i pada, a pas startowy z całych 400m zrobił się widoczny na 100.

IMG_3720A IMG_3735A   IMG_3730AIMG_3737A

Czas spędzamy na wsuwaniu ciastek w Starbucksie, bo tylko tam jest darmowe wi-fi i można płacić kartą. Jak się później okaże, można płacić, lecz tylko wtedy, jak działają linie telefoniczne… Pogoda uszkodziła coś na kablach i tak opuszczamy wreszcie Luklę z niezapłaconym rachunkiem na kilka tyś rupii w Starbucksie i ludgu The Nord Face, którym spędzaliśmy ostatnią noc (to akurat żadna strata, tragiczny był). Ups!

IMG_3733A

IMG_3743A

Zanim odlecimy z Himalajów czeka nas jeszcze małe zamieszanie na lotnisku w Lukli. Oczywiście każdemu śpieszy się na samolot, bo okienko na pogodę nie będzie trwać wiecznie. Chętnych jest niestety więcej niż miejsc… My nie mamy żadnego nepalskiego załatwiacza, więc sprawa podwójnie trudna. Uff, jednak udaje nam się wcisnąć na pokład Ottera. Uratowani!!!IMG_3751A
Bye, bye! Do zobaczenia (za rok?)!

Notatki wyprawy do Everest Base Camp i Gokyo w Himalajach (sumiennie) prowadzone „live”, w czasie wyprawy (9-10.2011). Uzupełnione i wrzucone na 42 km and more po powrocie. Więcej na blogu w kategorii Nepal. Zobacz początek relacji z trasy lub ostatni dzień relacji.

Nepal, EBC Gokyo trek: Gokyo Ri > Macherma – dzień 14

Gokyo (4790m) zapamiętam jako najprzyjemniejszy dzień treku. Nie dość, że mieliśmy za sobą już największe trudy i taaaakie sukcesy w kieszeni to jeszcze dostaliśmy mega fajny, duży i CIEPŁY pokój w lodgu Gokyo Resort! Po raz pierwszy zdarza się, że można rozebrać się z tysiąca łachów i nie zamarznąć! No i jeszcze widok na niebieskie jezioro Dudh Pokhari (Gokyo Lake).

Gokyo Lake ze szczytu Gokyo Ri

Widok na osadę Gokyo ze szlaku na Gokyo Ri

Z rana był plan na wejście na Gokyo Ri (5383 m) na wschód słońca. Mi się totalnie nie chciało po ciemku zrywać, poza tym dobrze nam zrobi dzień odpoczynku od siebie po wczorajszym dniu wrażeń. Decydujemy, że każdy z nas idzie sobie sam w swoim tempie. Trasa na szczyt to “raptem” prawie 600m przewyższenia (z 4790m na  5383m), czyli jeszcze więcej niż na Kala Pattar.

Blas wyrusza jak jeszcze ciemnawo jest, ale na wschód się chyba nie załapie. Ja wychodzę ok 7:30. Rześko i mroźno, ale słoneczko zaczyna przygrzewać. Szlak na szczyt wiedzie w pełnym słońcu. Jest stromo w górę, ale idzie mi sie fantastycznie. Wystarczy się odwrócić i mam widok na całe jezioro i wioskę, jak na zdjęciu powyżej. Spotykam B, który szpanuje, że osiągnął szczyt w 1:20h. Phiii. Ja też zasuwam ile wlezie, mijam większość ludzi po drodze. Na szczycie staję po 1 godzinie i 40 minutach. Not bad, not bad! Zwłaszcza, że wg przewodnika droga zajmuje ok 3h. Jednak co to znaczy dobra aklimatyzacja!

Cho Oyu, Ngozumpa  ze szczytu Gokyo Ri

Widok ze szczytu Gokyo Ri, po lewej Cho Oyu (8201m)

Sam szczyt to skupisko wielkich kamieni, po który można łazić do woli, cykając fotki z górami w tle, na wszystkie cztery strony świata. Pomiędzy nimi powiewają kolorowe nepalskie flagi modlitewne. Stąd widać aż 4 ośmiotysięczniki. Od lewej, na wprost ze szlaku, Cho Oyu (8201m), w odddali Everest (8848m), Lhotse (8501m) i Makalu (8485m, niestety nie poznaję który to:/). Od Cho Oyu ciągnie się olbrzymi jęzor lodowca Ngozumpa, który wczoraj przekraczaliśmy. Tuż przy morenie lodowca widać chatki w Gokyo, a po prawej ciągną się kolejne niebieskie jeziorka doliny Gokyo. Wszystko to razem daje niesamowitą kombinację!

Jest w s p a n i a l e!

  ze szczytu Gokyo Ri

 Ngozumpa  ze szczytu Gokyo Ri

Gokyo, Ngozumpa  ze szczytu Gokyo Ri

Cykam parę fotek komórką i jazda w dół! Dziś oficjalnie rozpoczyna się powrót! Widoki pogoda dodają mi skrzydeł! Zbiegam całą drogę w ok 30 min. Na koniec ała.. czuć czworogłowe!

 Gokyo Lake  Ngozumpa  ze szczytu Gokyo Ri

Na dole spotykam się z B, któremu w międzyczasie udało się skombinować internet satelitarny (wczoraj wieczorem nie działał już), żeby poinformować rodzinki przez blipa, że przeżyliśmy najtrudniejszy odcinek. Od 3 dni nie dawaliśmy znaku życia, bo nie było ani zasięgu, ani neta.

Gokyo resort

Przy kolejnym dzbanie herbatki – Gokyo Resort.

Po śniadaniu rozpoczynamy powrót. Idąc w dół znacznie przyjemniej i szybciej mijają kolejne obrazy z trasy, tym bardziej, że nie wracamy tą samą drogą co w górę. Późnym popołudniem docieramy do Machermo (4410m, czyli cały kilometr niżej niż z rana na szczycie Gokyo Ri).

Powrót z Gokyo do Machermo

 Cho Oyu, Ngozumpa  ze szczytu Gokyo Ri Cho Oyu, Ngozumpa  ze szczytu Gokyo Ri

Trafiamy do wspaniałego lodga – Namgyal Lodge, gdzie nie dość, że można się powygrzewać w słońcu na dworze, to jeszcze jest nieograniczony dostęp do nielodowatej bieżącej wody! Alleluja! Wreszcie czyste włosy!!! Ostatni raz myte dokładnie 8 dni temu! Robimy też małe pranie i pseudo-kąpiel (kran ogólno dostępny, na widoku), jak większość ludzi w lodgu. Do późna siedzimy w ciepłej jadalni przy kolejnych dzbanach herbaty:)

Namgyal Lodge, Machermo
Wreszcie cieplo i czysto:))

Notatki wyprawy do Everest Base Camp i Gokyo w Himalajach prowadzone „live”, w czasie wyprawy (9-10.2011). Uzupełnione i wrzucone na 42 km and more po powrocie. Więcej na blogu w kategorii Nepal. Zobacz początek relacji z trasy lub kolejny dzień

Nepal, EBC Gokyo trek: Dzongla > Chola Pass > Gokyo – dzień 13

Pobudka: 4:40

Wymarsz: 5:50

To będzie najdłuższy, najgorszy, a zarazem najlepszy dzień całej wyprawy.

W pokoju 8 stopni, na zewnątrz ziiiimno. W pokojach dookoła też słychać poranny ruch. Uff, na szczęście nie musimy sami ruszać w ciemność. Do przełęczy jest ok 3.5h marszu, a zaleca się być na miejscu nie później niż o godzinie 9-9.30. Później słońce roztapia lód wiążący kamienie i wspinającym się grożą kamienie spadające z góry.

Początkowo maszerujemy łagodną doliną, dość szybko, bo wiatr i zimno nie rozpieszczają. Przed nami i za nami ciągnie się peleton trekkersów. Wszyscy idą na lekko, plecaki niosą porterzy. Mi idzie się coraz gorzej, dodatkowo dołuję się, że nie jestem w stanie utrzymać tempa i powoli mijają nas grupki ludzi.

Chola Pass

Wejście na przełęcz Cho La (5420m) – ślisko i miejscami wspinaczka

Zaczyna się wspinaczka. Najpierw na dwóch kończynach, później już na czterech. Momentami nawet na czworaka, choć ponoć to nie jest prawdziwa wspinaczka;)) Jednak dla bezpieczeństwa przed ściągającym w dół ciężarem plecaka czasem łatwiej mi pokonać olbrzymie kamienie i szczeliny na kolanach. Wreszcie się rozkręcam, ale to chyba ze strachu, bo słonce zaczyna operować, a Blas z góry drze się “szybciej, szybciej, bo tu niebezpiecznie”. No to daję w górę ile wlezie! Mijam Chinkę, która chyba ze zmęczenia płacze.

W końcu docieramy do tzw siodła przełęczy. Widoki przepiękne, ciepło, ale to nie koniec emocji. Aby dotrzeć do bezpiecznego wypłaszczenia trzeba najpierw ominąć szczelinę brzeżną lodowca. Idzie się ścieżynką szeroką na 2 buty, po lewej skała, po prawej przepaść śnieżna, a w dole popękany lodowiec przykryty śniegiem. Robi wrażenie! Na szczęście tutaj nie mijamy się z nikim. Chola Pass

W końcu jest! Ścieżka w śniegu jaką pamiętam ze zdjęć! Przepięknie, cicho dookoła! Gęba sama cieszy się do mijanych ludzi. I vice versa, z resztą. Czuć atmosferę “osiągnięcia” czegoś szczególnego! Jestem mega szczęśliwa, a zarazem mam obawy przed ciągiem dalszym..

 Chola Pass  Chola Pass

Chola Pass Chola Pass

Ścieżka w śniegu przez siodło przełęczy Cho La

No to wykrakałam. Samo wejście na przełęcz – hardcore. Zwłaszcza z plecakiem 15kg! Dobrych kilka metrów wspinaczki po skale i lodzie, tuż nad szczeliną z jeziorkiem w dole!!! Nie powiem… autentycznie się boję. B pierwszy wchodzi i “zachęcająco”, mówi, że ciężko i żebym uważała gdzie nogi stawiam… tia… Gramolę się z kijami i plecakiem, wielkie kamienie, ciężko mi robić kroki bo nie sięgam tak daleko. B schodzi kawałek i zabiera mi plecak. Lepiej, ale nadal niebezpiecznie bo wszystko w cholerę oblodzone.

Chola Pass

“Bierz się w garść i zasuwaj!”

Wiszę na kamieniu, a tu nagle z góry zaczynają schodzić Szerpowie.. Wkurzam się, że nawet nie poczekają aż wejdę… Okazuje się, że chcą mi pomóc. W 3 sekundy jestem na górze! Nie wiem jak oni to robią, jak sobie radzą w takich warunkach i to w zwykłych trampeczkach z plecakami po 30kg (po 2 plecaki turystów)!Chola Pass - wejscie na

OMG! Zaraz spadnę!!! Tylko nie patrz na dół!

Jesteśmy!!! Chola Pass. 5420m. To już po raz trzeci wysokość powyżej 5200m. To naprawdę wspaniały moment! Po strachu, jakiego przed chwilą się najadłam, potrzebuję chwilkę na przyswojenie wydarzeń:)

  Chola Pass Chola Pass

Kontemplacja nad przepaścią – przełęcz Chola

Chola Pass - zejście

Zejście z ChoLa. Styl na: łowienie karpia

Chola Pass

Zejście z ChoLa Pass

Zejście z Chola dość niewygodne, po kamieniach i lodzie, parę razy ląduję na dupie w śniegu, ale ogólnie wspaniały dzień, po takich przeżyciach nawet plecak tak nie ciąży. W końcu schodzimy do suchej dolinki, po śniegu nie ma już śladu. Od tego momentu maszerujemy bez przerw ze 3-4h przez kolejne wzgórza (po drodze dwa takie na 5060m i 5160m) i doliny ku kolejnej osadzie ludzkiej na trasie – Dragnag. Idziemy i idziemy, wciąż wypatrując chatek, mijamy praktycznie zero turystów na trasie. Ostatnie 2h idziemy już tylko łagodnie w dół. Czuć, że zmiana wysokości dodaje sił, bo wcale nie ma potrzeby zatrzymywania się.

W Dragnag robimy krótki pit stop na Hot Lemon i ciastka. Tu nocuje większość wypraw po przekroczeniu przełęczy, jednak chcemy iść dalej, bo wg mapy to “tylko”  2 godziny do Gokyo. W większości przez lodowiec…

podgrzewacz wody - nepal

Podgrzewacze do wody w Dragnag – często spotykany widok w wioskach bez prądu

… i w tym cały szkopuł. Lodowiec Ngozumpa to ogromne morze kamieni, bez widocznie oznaczonego szlaku, pełen szczelin, obsuwisk i ukrytych jeziorek. Niestety można się pogubić (później okazało się, że para Brytoli, z którymi mieliśmy iść, właśnie tak się pogubiła) Przyznaję, mam schiza. Ale też chcę iść dalej. Późna, czyli około popołudnia, godzina nie sprzyja, bo żadnych wycieczek lub Szerpów na horyzoncie nie widać. Mimo wszystko decydujemy się iść. Jak plan, to plan!

Lodowiec Ngozumpa

“Zejście” do lodowca Ngozumpa. Jego ogrom robi wrażenie!

Lodowiec Ngozumpa

Żwirowisko lodowca Ngozumpa, bagatela, największego lodowca Himalajów

Idziemy ostrożnie, najpierw brzegiem urwiska, później wkraczamy już “do paszczy lwa”. Ścieżka prowadzi od jednego kopczyka kamieni do kolejnego. Czasem ciężko rozpoznać, co jest czym, kamienie przecież wszystkie identycznie wyglądają. Mój “sokoli” wzrok nie pomaga… Na szczęście mam pod ręką jednego sokoła, który przeprowadzi nas szczęśliwie na drugą stronę;)

Przejscie przez Lodowiec Ngozumpa Przejscie przez Lodowiec Ngozumpa

Przejście przez morze kamieni Lodowiec Ngozumpa

Lodowiec Ngozumpa i jego niespodzianki

Przejście zajmuje nam dokładnie 80 minut. Po głowie telepie mi się tylko jedna myśl: “gdzie kur*a jest wyjście z tej jeb*aj piaskownicy!”. Serio! Na koniec mam już serdecznie dość! Niestety daję upust swoim emocjom;)

Lodowiec Ngozumpa

Ktoś tu się wnerwia na kamienie..

W końcu jest. Widać drugi brzeg, odzyskuję nadzieję, że nie zostaniemy tu na zawsze. Szlak prowadzący do wyjścia to też sama przyjemność: momentami prawie pionowo w górę, nie wiadomo czy iść z kijami, czy może już lepiej na czworaka… Przyciąganie ziemskie i plecak też robią swoje…

Po wyjściu z lodowca, za kolejnym wzgórzem, w nagrodę naszym oczom ukazuje się przepiękne Gokyo nad szmaragdowo niebieskim jeziorem! To był długi dzień. I długi marsz (ponad 9h).

Notatki wyprawy do Everest Base Camp i Gokyo w Himalajach (sumiennie) prowadzone „live”, w czasie wyprawy (9-10.2011). Uzupełnione i wrzucone na 42 km and more po powrocie. Więcej na blogu w kategorii Nepal. Zobacz początek relacji z trasy lub kolejny odcinek😉