Dzień przerwy od plecura wcale nie oznaczał przerwy od napierania, choć ewidentnie ciężko nam sie było zmotywować do wczesnego wstania. W planie: Monte Cinto, opisywany jako wisienka na torcie GR20. Chyba na bardzo wielkim, skalistym i wyyyysokim torcie… Uzbrojeni jedynie w kije, lekkie plecaki i lekkie buty ruszamy w kierunku podnóża góry. Nogi same niosą, pogoda piękna.
Do czasu. Godzinę po tym, jak zaczyna się skalna wspinaczka, ja pasuję. Jest wysoko, stromo, duża ekspozycja przy niektórych przejściach. Dodatkowo w biegowych Cascadiach nie czuję się pewnie. Nie tego się spodziewałam na trasie. Blas ani śni przerywać, więc rozdzielamy się: on w górę, ja – relaksować i cieszyć się dniem totalnie wolnym.

Ślad bikestats na Monte Cinto (2706m)
B oczywiście zdobywa Monte Cinto, ale jakim kosztem! Ponad 10 godzin napierania po trudnej nawierzchni, wspinaczka, błądzenie na szczycie. Ewidentnie nie dla takich sofciaków jak ja, tak więc na dobre wyszło. Przy okazji, zastanawiając się co począć z resztą dnia, spotykam ekipę z Gdańska (pozdrowienia!) i lądujemy na piwie. Czas mija na pogadankach o górach (a jakże!) i odpoczywaniu.
Kolejne 2 dni wyprawy to chyba najtrudniejsze na całej trasie: robimy dwa podwójne etapy, ze sporymi przewyższeniami, dzień po dniu. Na dzień dobry: Circque de la Solitude. To chyba najtrudniejsze miejsce na GRze. Owiane złą sławą z powodu kilku śmiertelnych wypadków, ewidentnie nie nadaje się do przejścia przy złej pogodzie.
Na szczęście pogoda jest perfekcyjna. Wyruszyliśmy naprawdę wcześnie (6:40! a la morning runner), więc do cyrku schodzimy wcześnie. Skalne zejście ubezpieczone jest łańcuchami, nie miej jednak przepaście pod nami robią wrażenie. Zwłaszcza jak w się lęk wysokości!


Wyjście z cyrku na przełęcz Bocca Minuta też robi niesamowite wrażenie. Na miękkich nogach przechodzę niektóre miejsca, gdzie brak ubezpieczenia, a zaufanie pokładasz w podeszwach butów i modlisz się, żeby to wystarczyło albo, żeby śnieg jeszcze ten jeden raz wytrzymał.

Dalsza droga nie podnosi już tak ciśniania: mozolne napieranie góra-dół w kamiennym świecie korsykańskich granitów. Słońce daje popalić przez tyle godzin. Stopy też mają dość.

Robimy krótki popas przy szałasach Bergeries de Vallone. Tu pierwotnie byśmy sie zatrzymali, gdybyśmy robili jeden etap. Ele nieee. Kawka, baton, kozi ser do plecaka i w drogę. Dalszą drogę mało co pamiętam, niby krótki etap, jednak dał nam w kość. Po 12 godzinach meldujemy się w schronie Ciottuli di i Mori, wspaniale położonym wysoko nad doliną i z widokiem na Pagia Orba o zachodzie.

Płaczę nad losem moich stóp
Klasycznie pożyczamy małą Quechuę poczym z nosem w misce z sałatką tuńczykową podziwiemy zachód. Mi starczy wrażeń aż nadto jak na jeden dzień. Pośpiesznie witam się ze śpiworem, ale ciężko zasnąć ze zmęczenia… 
Niektórzy nie potrzebują wiele, żeby sie dobrze wyspać.

Kolejny dzień również bardzie długi, ale na szczęście trasa wiedzie sporo wypłaszczeniami. Schodzimy też znacznie niżej, aż do Castellu di Vergio – kolejnego wymarłego ośrodka narciarskiego. Żelastwo wyciągów dookoła wygląda wprost śmiesznie. Że też ktoś chciał biznes zimowy na Korsyce robić!

Ulubiona lektura Blasa na GRze
Dalej wędrujemy pięknymi dolinami aż do wysokogórskich jezior Lac del Nino, które wyglądają jak jakaś bajkowa dolina: jezioro otoczone małymi pozzines (kanaliki wodne), zielona trawka przystrzyżona przez krowy i konie, które pasą się luzem, a dookoła 2-tysięczniki. Tu nawet szlak GR20 wiedzie płaską ścieżką i nie trzeba patrzeć pod nogi bo nie ma kamieni! Niespotykane nigdzie indziej na trasie!

Na koniec wdajemy się jeszcze w małą rywalizację ze spadochronami (para kolesi z wielką Quechuą na plecach, z którymi tasujemy się cały dzień), o to kto będzie pierwszy u celu. Docieramy do schronu, gdzie już imprezka wre. Nie pozostaje nic innego jak cheers! z kolejnego udanego dnia (to raczej międzynarodowy gest).


Noc mało komfortowa. Na paletach. Nie mamy karimat, a i namiot Blas ledwo zdobył.
Notatki wyprawy wzdłuż Korsyki trasą GR20 (1-15.06.2012) uzupełnione i wrzucone na 42 km and more po powrocie. Więcej na blogu pod tagiem GR 20. Aby otrzymać powiadomienie o nowych wpisach zapisz się do „Powiadomienia e-mailem” (po prawej). Zobacz początek relacji z trasy.
Podoba się? Podziel się ze znajomymi:
Dodaj do ulubionych:
Lubię Wczytywanie…