Zieeeeew! Czas się obudzić i coś potruchtać

Zimna zima, więc na blogu cicho. Pora wreszcie coś z tym zrobić.

Aktualnie zapisana na:

Półmaraton w Sobótce (asfaltem dookoła Ślęży)

Plan: na zaliczenie, jako długie wybieganie. Nie spodziewam się raczej szybciej niż 2:10h, choć pierwotnie miałam robić życiówkę:) Ach te plany! Prawda jest taka, że od października biegi >10km mogę policzyć na palcach jednej ręki. Po prostu więcej okazji nie było. A raczej ochoty. Wytłumaczenie proste: NIE LUBIĘ BIEGAĆ JAK JEST ZIMNO I CIEMNO.

Wycieczka z psem na SlezyŚlęża żółtym szlakiem z kundem

La Palma, Transvulcania 26.8 km

Ups, tutaj plan jest również na przeżycie. Znam trasę, ciężka, trudna, a pierwsze 18 km wiedzie z poziomu morza non stop pod górę aż do 18-go kilometra na 2 tyśki. Przy tych zapisach przyświecała mi myśl, że nie mogę znowu nie pobiec (w czymkolwiek) na La Palmie. Wybrałam więc najmniejsze zło, czyli 26.8 km zamiast 42 czy 83, na którym to tradycyjnie  katować się będzie Blas. Strasznie się cieszę już na ten wyjazd!

dlaczego zapisalem się na maraton(źródło: Runners)

Maraton Karkonoski

Klasyk. Tutaj natomiast plan jest jeszcze mało klarowny, ciężko określić przewidywany czas, zwłaszcza, że dystans też się nieco wydłużył. Jedno jest pewne: dam z siebie na maxa wszystko! I już nie będę tak trząść gaciami przed startem, jak rok temu  w czasie góralskiego debiutu:)

Oczywiście w dalszym ciągu częściej zastaniecie mnie na macie niż na przebieżce:

Side crow - bakasana

Reklama

1609

Do Maratonu Wrocławskiego pozostało 7 dni. Na mieście też jakby większe poruszenie masy biegowej, wszyscy szlifują końcówkę formy na wielki dzień. U mnie wręcz przeciwnie;P

Mój piękny 5 tygodniowy plan niestety spalił na panewce – nie wiem czy robię choć 50% tego co tam piszą. Przeprowadzka i inne Ważna Sprawy mocno uprzykrzyły mi życie ostatnio i pożarły resztki wolnego czasu kosztem treningu biegaczkowego.  Może to i dobrze, bo biegać to mi się ostatnimi czasy totalnie nie chce! Tzn, krótsze biegi tak, tempa albo interwały też ok, wszystko co ma do 10km i można pobiec szybko to fajnie. Wszystko co powyżej – nuuuuudaaaa! A długie wybieganie to już skaranie boskie! Na szczęście gdzieś tam mam  już zakodowane, że long run w niedzielę rano musi być i w sumie tylko jeden weekend olałam, aczkolwiek 30-stki (OMG!) nie powtórzyłam;)

Dziś było ostatnie dłuższe wybieganie. 18 km. Dupy nie urywa, ale odfajkowane i to jest najważniejsze:) Nawet się poopalać można wreszcie było:) Od teraz regeneracja. Laba. Planuję:

  • spać minimum 8h!!!! Koniecznie, strasznie niedospana jestem ostatnio.
  • nie pić codziennie, ani co 2-gi dzień wina. Zero. Null. Do niedzieli.
  • woda, woda, WODA!!!!
  • soczki buraczkowe
  • nie zrobić sobie krzywdy na jodze (kolana!)
  • mądrze jeść
  • kupić żele, bo ktoś mi rąbnął te co sobie wcześniej kupiłam!

42kmandmore-keep-calm-maraton

Do zobaczenia na starcie!

* biegnę z numerem 1609. Krzyknij, jak będę zamulać na trasie!

Co można zrobić w 5 tygodni do maratonu?

Pobiegne maraton!

W maju zapisałam się na połówkę we Wrocławiu (kontrolną przed Karkonoskim), która jak wiemy nie odbyła się. Przy zapisach można było wybrać opcję Półmaraton + Maraton w cenie tylko o 10 zł wyższej niż opłata za połówkę. Za dychę nie pobiec maratonu?! No ba, za dychę to nawet JA pobiegnę! Khe khe mam nadzieje!

Mam z tym Wrocławiem pewne rachunki do wyrównania z dawnych, dawnych czasów. Dokładniej z 2008 roku, kiedy to Maraton zabił mnie na 32-gim kilometrze. Byłam wtedy totalnym żółtodziobem biegowym i porwałam się na 42 km biegając raptem kilka miesięcy. W dodatku bez planu. Ostatnie starty sprawiły, że nieco wzrosła mi biegaczkowa pewność siebie i wiem, że z dystansem sobie na pewno dam radę. Pozostaje pytanie: w ile godzin???

Coś przez te 5 tygodni chcę robić, może nawet nieco szybkość poprawić. O Planie przez duże Pe mogę zapomnieć! Minimalnie maja po 16-12 tygodni. Co więc wymyśliłam? Ano, że wezmę mega ambitny plan na złamanie 4h, obetnę kilka pierwszych tygodni i dostanę orientacyjną rozpiskę ile i jak szybko biegać na dobry czas w maratonie. Zdaję sobie sprawę, że mam raczej nikłe szanse na złamanie czwórki, ale przynajmniej spróbuję:) Przy okazji będzie nowy bodziec (szybkość) do pracy.

Jak przy planie pod MK  mam oczywiście parę „ale”:

  • ashtanga minimum 2x tydzień + praktyka własna
  • olewam tylko easy runs, np na rzecz zajęć z jogi
  • może jakiś starcik w półmaratonie
  • bez ciśnienia

Zaczynam w połowie 11-go tygodnia i już mam ochotę sobie strzelić w łeb: w niedzielę wybieganie na 32 km. Już teraz wiem, że się nie odbędzie…

Mój pierwszy maraton

Wrocław Maraton 2008. Spójrzcie na ten profesjonalny sprzęt do mierzenia czasu!

Moje przygotowania do Karkonoskiego Maratonu

Choć zapisy na MK odbywały się na początku roku i de facto zapisana byłam już dawno temu w zimie, to stety-niestety przygotowywać zaczęłam się dużo później. Po części dlatego, że w ogóle nie czułam klimatu tych zwodów, a po części dlatego pewnie, że w ogóle nie wiedziałam z czym się to je, to cale bieganie trailowe. Przecież nie mam tak, że prosto pod domem wyrastają mi dzikie lasy i traile do pomykania! Taki mieszczuch jak ja musi się nieco wysilić, żeby tej natury doświadczyć! Wsiąść w 4 kółka i się zawieźć do tego lasu.

Ochoty i wiary, że może się jednak udać, nabrałam dopiero na Kanarach, gdzie truchtając po górkach spędzaliśmy czas prawie każdego dnia. Tam zobaczyłam, że się da biegać (a czasem i iść, a nawet czołgać) bez zegarka, planu, trasy. I można tak w sumie godzinami, jak sobie odpowiednio dawkujesz przerwy. Po drugie, zyskałam tam nieco formy przez te 3 tygodnie. Naprawdę dało się zauważyć różnice między 1-szym dniem na Tenerce (wbieg na Guaze), a ostatnim tygodniem na Gomerze, gdzie zrobiliśmy najwięcej długich górskich wycieczek.

Widok ze szczytu Śnieżki na Dom Śląski w kierunku szrenicy

Widok ze szczytu Śnieżki w kierunku Szrenicy (foto z przednepalskiej wycieczki)

Tak wiec, z Kanarów wróciłam z mocnym postanowieniem 2.5 miesięcznego treningu pod Maraton Karkonoski. Za bardzo nie wiedziałam jak taki dystans ugryźć (pierwotnie 44km i 1700m przewyższeń), no bo góry, kilometraż daleko poza moimi wyobrażeniami, no i w sumie niewiele czasu. Postanowiłam się tym razem nie spinać i robić tyle, ile jestem w mocy. Ostatecznie przyjęłam taką strategię:

  1. bieganie
    • będę się kilometrażowo wzorować na planie pod klasyczny maraton, wybrałam plan Intermediate 1 Hala Higdona (ostatecznie wyszło dużo mniej km)
    • gdzie się da, to zamieniam zwykłe biegi na trailowe <–kluczowe!
    • olewam przebieżki i akcenty, zostawiam długie biegi tempowe
    • jak olewam biegi (np z braku sił po jodze), to tylko krótkie albo typu easy run
  2. joga ashtanga
  • bez niej nie wyobrażam sobie już życia i nie mogło jej zabraknąć w czasie przygotowań. Ashtanga zastępuje mi ćwiczenia z siły, równowagi i rozciągania, a więc kluczowe sprawy w trening pod górki. Jednocześnie jest na tyle wymagająca, że nieraz nie starcza sił na trening biegowy. Zapytajcie Blasa, jaka nieraz dętka przychodzę po ashtandze w Pure Yoga;)))

Mój pseudo plan nie zakładał nic więcej. Ani siłki, ani siły biegowej (oprócz traili). Nie starczyłoby mi już ani czasu ani sił, żeby ciągnać jeszcze coś dodatkowo. Zbyt łatwo by się można sfajczyć, jak to nie raz drzewiej bywało…

A wyszło mi to tak:
Czas: 11 tygodni
Przebiegnięte łącznie: 449 km (bez MK)
W tym po górkach: 111 km
Średni dystans tygodniowy: 40.8 km
Długie wybiegania: 5 sztuk, nie licząc zawodów (20, 20, 25, 18, 30)
Testowy półmaraton: Księżycowy Półmaraton w Rybniku
Testowy górski półmaraton: Złoty Półmaraton na DFBG w Lądku Zdrój
Spędzone na macie: 1835 min
Tygodniowo na macie: 2h 47 min

Na szczęście tyle starczyło, żeby w pięknym stylu dokulać się do mety!

Maraton Karkonoski 42kmandmore

Moje ulubione foto, zrobione przez najlepszego z fotografów na MK

Bieganie a chorowanie

Jakiego trzeba mieć pecha, żeby rozchorować się w weekend?! Człowiek spracowany, w tygodniu marzy o choćby  najmniejszej oznace choroby, co by L4 udać się i ze 3 dni luzu dostać (co mi się NIGDY nie zdarza. NIGDY), a tu masz: przychodzi sobota, a ja ląduję z gorączką w boleściach na cały dzień do wyra. Pech!

Nie ma jednak tego złego, co by na dobre nie wyszło. Taki biegacz bądź biegaczka, co się w zimie hartuje biegając przy –15 albo i niżej, musi dostać coś w zamian. I to nie tylko doskonałą (khe khe) wytrzymałość i wydolność na zawodach albo silny charakter. Dostaje także porządną odporność na wszelkie zarazki, grypy, katarki i inne niesprzyjające warunki. A jak już taki się przypałęta, to biegaczkowy zahartowany organizm radzi sobie z nim błyskawicznie.

Takim oto cudem mogłam dziś ponownie stawić czoła długiemu niedzielnemu biegowi. Nie zaszkodziły pewnie zdrowe przekąski (dużo warzyw i owoców) i herbatki z miodem. No dobra, niezdrowe też były, choremu się przecież nie odmawia. Plan wołał dziś 25 km w tempie maratońskim + 6sek/km. Cooo?!! Nie-wy-ko-nal-ne. Ledwo przecież oswoiłam 20-stkę!

Tym razem dostosowałam więc plan do siebie. I okoliczności. Czyli:

wyluzuj i po prostu biegnij Wyluzuj i po prostu biegnij

Najpierw pozamulałam z Bagirą w parku, żeby nieco przyzwyczaić się do rześkiego powietrza. Jak widać na załączonej dokumentacji, to było bardzo  pracowite przedpołudnie dla Bagusi… Wracałam prawie z pręgowaną akitą zamiast klasycznej czerwonej.

 Akita w parku Akita w parku

Potem solo zwiedziłam 2 parki wrocławskie i jeszcze coś tam trzeba było dokręcać pod domem. Wyszło 15 km. Się zmęczyłam, znudziłam, więc chyba plan na niedzielne wybieganie wykonany, co nie? Coś ostatnio szwankuje mi motywacja na te długie biegi…

IMAG0768

Czy 15 km liczy się jako długie wybieganie?