La Palma, jadę! szykuj się!

Za moim mężem publikuję trasę mojej małej (małej?!!) Transvulcanii. Jednak w przeciwieństwie do Blasa, ja próbuję mentalnie okiełznać ten hardkor, który mnie czeka. Będzie naprawdę ciężko. Sobotnie 23 km na Ślęży brutalnie obnażyły brak przygotowania górskiego w tym sezonie. Ba, biegowego w ogóle. Zapowiada się bieg w stylu:  joginka na szlaku próbuje przeżyć siłą woli.

Statystyki:

Start: 10 m npm
Meta: 1.456 m npm
Najwyższy punkt: 1.931 m npm

Suma przewyższeń: 2.910 m
W górę: 2.180 m (OMG!!!!!!!!! ja przecież nie cierpię drałować do góry!!!)
W dół: 730 m (tak mało?!!! zbiegi to kocham w biegach górskich!)

Wniosek: to nie jest bieg szyty dla mnie na miarę…

 

Do biegu zostało jeszcze całe dwa tygodnie. Mam nadzieję się jeszcze rozbiegać:)))

To jedziemy! Zaczynam BPS*!!!

 

https://42kmandmore.files.wordpress.com/2014/04/trvmediamaraton.jpg
Dymania pod górę trochę jest… całe pierwsze 18 km.

*BPS – bezpośrednie przygotowanie startowe

 

Zmotywuj się do biegania

Wspominki: La Palma i Transvulcania 2013

Poniższy post jest częścią mojego treningu mentalnego pod mediamaraton na Transvulcani (27km, 1900m w górę). To już za niecały miesiąc! Treningi JAKOŚ idą, ale nie jest to ilość (2xtydzień) jaką widziałabym w planie przed biegiem górskim na ponad 4 godziny:/ Po prostu nie da się zrobić wszystkiego, więc robię tyle ile się da:) Zwłaszcza, że w innych sferach życia dużo się dzieje (nowa „kariera zawodowa” jako nauczyciel jogi i edukacja w tym kierunku), co mnie niezwykle cieszy i daje siłę na wszystko inne.

Zbiór zdjęć poniżej to część wizualizacji mojego startu na La Palmie. Im szybciej i lepiej go oswoję, tym pewniejsza siebie stanę na starcie! Znajome miejsca, cudne wspomnienia, pełen chillout, wszystko będzie dobrze.

La Palma, Fuelkaliente, Transvulcania

Świeżutki ultra mąż:*

La Palma, Los Muchachos, Transvulcania

Najwyższy punkt na LP – La Roque de los Muchachos. Można tam podjechać autem z Santa Cruz (około 1.5h) krętym asfaltem, jadąc ok 20-30km/h  albo zostawić auto nieco niżej (np w pobliżu Pico de Nieve) i dobiec granią aż na sam szczyt. Ta granią biegnie też trasa Transvulcanii. Słońce potrafi naprawdę mocno przysmażyć, wiec trzeba pamiętać o wodzie w odpowiedniej ilości! Na szczęście dla nieprzygotowanych na szczycie znajduje się mały kranik z wodą. W gorący dzień może uratować życie!

La Palma, Los Muchachos, Transvulcania

Trasa z Pico de Nieve na Los Muchachos cały czas biegnie na odsłoniętym terenie z wspaniałymi widokami dookoła i licznymi podbiegami do pokonania. Serio, nudzić się nie można!

La Palma, Los Muchachos, Transvulcania

Kolejny widoczek z grani. Często, gdy na dole nie ma pogody albo jest pochmurno, na Los Muchachos powyżej chmur, można się cieszyć piękną pogodą.

La Palma, Los Muchachos, Transvulcania

 Bidonowa sesja

La Palma, San Antonio vulcan, Transvulcania

Wulkan San Antonio w pobliżu Fuencaliente. Podjechać można prawie pod sam szczyt, wejście płatne. Chyba, że wybierzesz się na romantyczny zachód słońca:) Całkiem niedaleko (ok 3 km w kierunku latarni we Fuenkaliente) jest nieco mniejszy i bardziej dziki wulkan Teneguia. Tereny na południu w pobliżu Fuenkaliente najbardziej przypominają klimatem kosmiczne księżycowe  widoczki z filmów.

La Palma, San Antonio vulcan, Transvulcania

La Palma, San Antonio vulcan, Transvulcania

Plaża w Tazacorte. Można poprażować na czarnym piasku bądź zjeść drapieżną rybę, co smakuje jak wołowina. Btw, to była ostatnia moja ryba w życiu (nie licząc sushi, ale to na surowo). Do Tazacorte zbiega z wysokości około 1000m trasa Transvulcanii. Miasteczko żyje imprezą, ludzie sobie siedzą, piją browarki i gorąco dopingują zmasakrowanych biegaczy. Zmasakrowanych, bo na tym odcinku naprawdę dostają w kość: nie dość, że zbieg trudny technicznie z 1000m do poziomu morza, to i różnica temperatur mocno odczuwalna! Ja pamiętam, że na dole był niezły skwar! Z Tazacorte ultrasi mają jeszcze (jakby tyle było mało!) do  pokonania 500m w pionie do miasteczka Los Llanos, gdzie jest meta.

La Palma, San Antonio vulcan, Transvulcania

La Palma,Fuelcaliente lighthouse, Transvulcania

Przed startem Transvulcania La Palma 2013. Piękna, wzruszająca chwila!!! 6.00 rano. Start z poziomu morza. Stąd przez najbliższe 18 km będzie tylko w górę. Najpierw startuje ultramaraton, pół godziny póżniej mediamaraton. Widok morza czołówek wspinających się z dołu – niezapomniany!

La Palma,Fuelcaliente lighthouse, Transvulcania

Prowadzi Kilian. Goni go jakieś tysiąc ultrasów. Ścieżka ma szerokość około metra, dlatego sznurek czołówek tworzy tak spektakularny widok. Pierwsze 2-3 km to taka wąska ścieżka, trudna nawierzchnia z luźnych pumeksowych kamyków,dookoła wulkany.  Na szczęście wystartować za szybko się nie da, wszyscy człapią jeden za drugim, jak w kolejce po chleb. To będzie ciężki kawałek, ponieważ jest dość stromo.

La Palma, Los Llanos, Transvulcania

Meta w miasteczku Los Llanos. Ultramaratończycy jak gwiazdy wbiegają na metę po czerwonym dywanie. Każdy. Dookoła wspaniałe wesołe święto biegania i opijania.   Jest! Udało się!

La Palma, Los Llanos, Transvulcania

Najlepsze żarcie na LP, oprócz mini bananów i papai, to GIGA sałatki z miejscowymi sosami zwanymi mojo rojo oraz mojo verde. Belissima!

Zieeeeew! Czas się obudzić i coś potruchtać

Zimna zima, więc na blogu cicho. Pora wreszcie coś z tym zrobić.

Aktualnie zapisana na:

Półmaraton w Sobótce (asfaltem dookoła Ślęży)

Plan: na zaliczenie, jako długie wybieganie. Nie spodziewam się raczej szybciej niż 2:10h, choć pierwotnie miałam robić życiówkę:) Ach te plany! Prawda jest taka, że od października biegi >10km mogę policzyć na palcach jednej ręki. Po prostu więcej okazji nie było. A raczej ochoty. Wytłumaczenie proste: NIE LUBIĘ BIEGAĆ JAK JEST ZIMNO I CIEMNO.

Wycieczka z psem na SlezyŚlęża żółtym szlakiem z kundem

La Palma, Transvulcania 26.8 km

Ups, tutaj plan jest również na przeżycie. Znam trasę, ciężka, trudna, a pierwsze 18 km wiedzie z poziomu morza non stop pod górę aż do 18-go kilometra na 2 tyśki. Przy tych zapisach przyświecała mi myśl, że nie mogę znowu nie pobiec (w czymkolwiek) na La Palmie. Wybrałam więc najmniejsze zło, czyli 26.8 km zamiast 42 czy 83, na którym to tradycyjnie  katować się będzie Blas. Strasznie się cieszę już na ten wyjazd!

dlaczego zapisalem się na maraton(źródło: Runners)

Maraton Karkonoski

Klasyk. Tutaj natomiast plan jest jeszcze mało klarowny, ciężko określić przewidywany czas, zwłaszcza, że dystans też się nieco wydłużył. Jedno jest pewne: dam z siebie na maxa wszystko! I już nie będę tak trząść gaciami przed startem, jak rok temu  w czasie góralskiego debiutu:)

Oczywiście w dalszym ciągu częściej zastaniecie mnie na macie niż na przebieżce:

Side crow - bakasana

Najszybsza piątka ever!

Kolejny sukcesik biegowy w tym roku do kolekcji! Nabiegane 23 minuty na 5km (w terenie). Życiówka oczywiście, bo nigdy wcześniej na 5 nie szalałam:) Przy okazji 6 miejsce w Open Kobiet → to się rzadko zdarza w przyrodzie!!!

Jakiś czas temu pojawiła się okazja, żeby zrobić coś dobrego i przy okazji przebiec się 5km w zawodach. Bank Getin organizował akcję charytatywną Bieg Fair Play 5km dla swojej koleżanki Kasi, która przechodzi rekonwalescencję po chorobie nowotworowej. Dodatkowo pojawił się chytry plan, aby przeciągnąć kolejną osobę na moją biegaczkową stronę mocy! Madzię „trenowałam” przez 4 tygodnie. Robiłyśmy treningi typu bieg marsz (2min na 1 min marszu), zwiększając odcinki pokonywane biegiem do 5 min. Raz też zrobiłyśmy dystans 5 km, aby zapoznać się nieco z dystansem i zyskać nieco biegowej pewności siebie:)

Magda pobiegła super (34 minuty) i suma sumarum chyba była zadowolona z biegu, choć prosto po wbiegu na metę wyglądała jakby chciała mnie zabić;) Ja celowałam (na chybił trafił) w 22 minuty. Na asfalcie pewnie by tyle było, tu w Lasku Osobowickim jednak trochę miękko było i nie dało się frunąć jak bym chciała. Przeszarżowałam na pierwszym kilometrze, bo na starcie ustawiłam się z początku stawki… Do końca biegu była już tylko umieralnia! A płuca to przewietrzyłam, jak nigdy chyba! Wniosek:

Krótkie biegi też potrafią sponiewierać! *

Bieg fair playSzczęśliwe na mecie: Madzia, Kasia, Bagira i Pazur

* dlatego trzeba je zacząć częściej biegać:)))

XXXI Maraton Wrocławski, czyli jak na rollercoasterze

Jest wtorek po Maratonie. Właśnie wróciłam z lekkiej 4 km przebieżki z koleżanką. Patrzę na Garmina i mój niedzielny wyczyn i normalnie nie wierzę. Tempo 5:43 min/km na 42.4 kilometrach! JA jestem w stanie TAKIE tempo utrzymać przez TYLE km?! Ja tyle to ja do niedawna na chodnikowej 8-ce miewałam i nazywałam to tempo run. Nie-sa-mo-wi-te!

Gorzej być nie może?

Ale od początku. Rano obudził mnie budzik o 6, całkiem luźno wstałam i na autopilocie: banany, owsianka, kawka, ubranie, spacer z psem, auto i kierunek Olimpijski. Po czwartkowej panice, radach dobrych ludzi, tych dobrych i tych całkiem głupich, wiedziałam już, że stanę na starcie. Choćby się waliło i paliło, to na Olimpijski jadę. Tego, że przebiegnę, w dodatku z życiówką (do pobicia czas 4:54 z 2008 roku) byłam pewna. To dało mi pewność siebie i spokój w niedzielny poranek. Miałam co prawda z tyłu głowy marzenie o 3:59, ale nie za cenę kontuzji kolana. Jak by mało było przeciwności losu, Maraton wypadał w najbardziej fatalnym dniu miesiąca jaki dziewczynę może spotkać:/ Tego już było za wiele! Plan był prosty: startuję na wynik <4h i trzymam go tak długo jak się da. Jak się nie da, trudno. Po to też konieczny był Garmin, bo tempa serio trzeba pilnować od samego początku, non stop.

Na starcie w sumie wszystko tak szybko się działo, idealnie zgrałam to w czasie, żeby oddać rzeczy do depozytu, zaliczyć TT i ustawić się na starcie. Do balonów na 4:00 nie dopchałam się, ale też nie chciałam dodatkowej presji, jak bym chciała się ich utrzymać, więc olałam.

gazetawroclawska2Start z bramy na Stadionie Olimpijskim (fot. gazetawroclawska.pl)

Gdzie jest taxi?

Euforia i wzruszenie po starcie szybko minęły. Pozostało tylko klepanie asfaltu. Nie powiem, nie były jakieś szczególnie wygodne te pierwsze km, ale też nie panikowałam i czekałam aż się rozkręcę (moja rozgrzewka miała jakieś 500m). Mijają pojedyncze kilometry. Wolno. Przynajmniej w mojej głowie, bo tempa pilnuję. Jak się zamyślę to spada do 6 z hakiem. Czuję, że ludzie mnie wymijają, ale staram się nie przejmować. „Spokojnie Panowie, mamy jeszcze 37km przed sobą!” Ja dalej czekam na właściwy rytm, a tu wielkie G! Kolano pobolewa, ale umiarkowanie. Na 15-km nogi mnie już bolą całe, nudzi mi się, jestem zmęczona i chcę do domu. Pada deszcz. Łapię doła, że mi się strasznie biegnie, że wszystko boli, a nawet nie ma połówki. Perspektywa dalszych kilometrów dobija mnie! Na 20-tym planuję zejść z trasy, jak dobiegniemy do centrum, gdzie będę w stanie znaleźć postój taxówek. Serio.

gazetawroclawska1Plac Jana Pawła II (fot. Piotr Buga)

„Wake me up, when it’s all over”

Na 15-tym km włączam muzę. Zazwyczaj robię to co najmniej w drugiej połówce zawodów, ale tym razem potrzebowałam czegokolwiek , co mnie wyciągnie z czarnej dupy, w której byłam (okolice Stadionu). Cały czas sobie wmawiałam, że biegnę tylko do centrum. Nudy. Powoli zaczynam rozmyślać, o tym co będzie jak zejdę i co mnie najbardziej uderzyło to myśl, że ten cholerny Maraton mnie znów pokona. A co najgorsze, że będę się znów musiała z nim zmierzyć!  O nie!!! Tylko nie to. Powoli zaczyna mi świtać, żeby może jednak odbębnić ten maraton. Jakkolwiek. Na zaliczenie…

Muza też robi swoje. Każde moje większe zawody mają jakąś piosenkę przewodnią. Tym razem to hicior Avicii „Wake Me Up”. Refren szczególnie pasuje mi do sytuacji. Dobiegamy do centrum, coraz więcej ludzi, co bardzo cieszy. Nie słyszę co krzyczą, ale widzę jak się uśmiechają. Wreszcie znajome ulice, którymi jeździło się setki razy, Biegniemy na Krzyki, czyli moje rejony. Kilometry uciekają spod stóp. Kolejni mijani zawodnicy też. A ja zaczynam czuć ten groove wreszcie! Łomatko, po 20-tu paru kilometrach ja się rozkręcam?!!!! Chyba jakaś nienormalna jestem!

piotr_bugaGrzieś na Legnickiej pogrążona w czarnych myślach (fot. Piotr Buga)

Runners high

Frunę. Autentycznie, mam momenty na takim haju, jakbym się najarała czegoś zielonego, i to w sporej ilości. Smile na twarzy chyba mi się schodzi. Momentami sama siebie hamuję, jak mi tempo za bardzo wzrasta, bo przecież dobrze wiem, że runners high nie trwa wiecznie, a już na pewno nie do samej mety! Mijam same znajome miejsca, sporo ludzi, wyprzedzam cały czas, co daje jeszcze większego kopa. Okolice rynku. Ludzie powoli schodzą rozmasować nogi, albo maszerują. Kusi, ale jestem już tak blisko i chcę mieć to jak najszybciej z głowy! Nieśmiało lukam na zegarek i przeliczam. Kurcze, wiem, że będę blisko <4h, ale do mety zostało jeszcze 4 km, a ja nie dam już rady biec po 5:00min/km przez tyle. Wiem jednak, że wynik będzie blisko 4 i rozpiera mnie szczęście!

Maraton Wroclaw 2013 meta homer biegnie

Widzicie to podobieństwo?! (źródło: maratonczycy.com)

Mam to!

Na ostatnim wodopoju po raz pierwszy przechodzę do marszu, żeby zrobić parę łyków. Nogi napier^&*ą!!! Zrywam się od razu do biegu, bo się boję, że później już nie będę w stanie. Mijam biednych ludzików w marszu, a sama cieszę, się że dla mnie Maraton zakończy się biegiem.

kasia_after_maraton4

Never never give up! (fot. Paweł Szotek)

Wpadam na metę! Mega szczęście! Po 5-ciu latach od pierwszego Maratonu wreszcie jestem tu znowu i to w jakim stylu! Jestem z siebie dumna!

Od połówki wyprzedziłam 550 osób, do połówki mnie wyprzedziło 100. Druga połówkę zrobiłam szybciej o 2.5 minuty. Miejsce K30: 34/112, K: 119/443.

miedzyczasy-MWr

kasia_after_maraton2

Kasia vs Maraton: 1:1