No właśnie. Coś na kształt, bo taka zwykła przebieżka przed siebie po lesie to nie była. A czemu? A no przez taką jedną wielką futrzastą kulę u nogi. Zawsze mam dylemat jak jedziemy w górki. Z jednej strony pobiegało by się dłużej (hello! niedziela = długie wybieganie!), zmęczyło tak konkretnie, a z drugiej żal mi psa, jak by miał zostać w domu, bo lasy, tropy, wolność to to, co kocha chyba najbardziej. Na pewno bardziej od kółka w parku, których już chyba nakręciłyśmy setki. I wcale nie liczę tu tych nabieganych..
Smarkacz i emeryt
Jako, że ostatnimi dniami kuruję się z wstrętnej grypy jaka mi się przypałętała (a ja przecież NIGDY nie choruję) i znowu tydzień wyleciał mi z planu aktywacyjno-biegowego, stwierdziłam, że jakoś połączę i bieganko, i psiacerek przy aktualnej kondycji. Oczywiście kierunek: Ślęża.
O dziwo nie spotkaliśmy prawie nikogo, nawet biegaczy z półmaratonu w Sobótce, którzy tam często w niedzielę rano trenują. Może przez tą pogodę nie teges. Niby śnieg, niby deszcz.
Zaczęliśmy lekko, truchcikiem, Bagira w siódmym niebie (jak zawsze na początku!). Potem przerwa na kilka 250m podbiegów na górce. Powiem Wam, podbiegi są straszne! Można zrobić raptem 3 km i umęczyć się po pachy! A może tylko ja? W każdym razie, daje do myślenia. Bagira w tym czasie wypoczęła (po czym?!) i można było dalej powolutku pocwałować w las. O dziwo tempo było ok dla każdego i nawet się futrzak nie buntował specjalnie:) a w końcu już jest na emeryturze (pies od 7-go roku życia jest seniorem).
To był naprawdę fajny bieg! Łącznie nie za dużo, bo tylko dyszka, ale zajechałam się, a to chyba najważniejsze! Koniecznie muszę w swój tygodniowy grafik wsadzić taki weekendowy szybki wypad. O ile fajnej spędzić tak czas w lesie na szlaku, niż po raz setny omijać te same kupy na trawniku w drodze do parku w niedzielny poranek:)
Przy okazji wypróbowałam Spike’i Błażeja do biegania po śniegu. Microspikes (producent kahtoola) to gumowo-metalowe “łańcuchy” (raczki?) na buty. Muszę przyznać całkiem wygodne, nieinwazyjne, lekko czuć dodatkowy ciężar (ok 350g jeden). Pomimo tego, że miałam niedobrany rozmiar trzymały się bardzo dobrze i pozwalały nieźle rozpędzić przy zbieganiu z góry. Oczywiście na co dzień w ogóle nie są mi takie potrzebne, do klepania kilometrów po płaskim w śniegu w zupełności wystarczają trailówki (niezmiennie love cascadia), ale jak ktoś często biega góra-dół, gdzie przyczepność jest kluczowa, to jak najbardziej polecam. Nie tylko do biegania. Myślę, że są też fajną alternatywą dla klasycznych ciężkich raków, na przykład dla zimowych górskich łazików. Oczywiście nie mówię tu o jakiś hardkorach, ale na przykład na taki wypad w Tatry w listopadzie były by jak znalazł!
Dobranoc!